Photoshop po meksykańsku. O ideałach piękna

Moi meksykańscy kumple mówią na mnie malinchista- powiedział mi Carlito, który właśnie przywiózł sobie z Ukrainy nową dziewczynę. Dom śmieje się, że Carlito nie wraca z Europy Wschodniej bez dziewczyny. Jakoś nie podobają mi się meksykańskie dziewczyny, wolę Europejki - wyjaśnił. Mówią na mnie el Mosquito - lecę tylko na blondynki - podobną historię zaledwie kilka tygodni później opowiedział mi inny znajomy - Pepe. O tym, że komary lecą tu głównie na blondynki, przekonałam się na własnym, biednym ciele. Jestem tu magnesem na komary. Moje nogi z galaktykami blizn i strupków po ukoszęniach są zbiorem suwenirów z różnych podróżniczych destynacji. Meksykańscy znajomi śmieją się, że powinni mnie tu zatrudniać jako lep i płacić 50 pesos za godzinę.

Co jednak z tymi biednymi meksykańskimi chłopakami, którzy nie czują mięty do Meksykanek? Skąd porodziło ich się tylu co komarów po deszczu? Do tego doszliśmy wśród ruin Palenque, gdzie wciąż jesteśmy. Dzisiaj porozmawiamy więc o meksykańskim ideale piękna. Wyjdziemy od Majów, którzy uważali, że wysokie czoło jest cool, a skończymy na tym, jak to meksykańskie dzieci myślą, że jasnoskóra lalka jest dobra, a ciemnoskóra zła. Po drodze będą push-upy do pupy, rasistowskie reklamy i kilka odcinków meksykańskich telenowel.



Od tygodnia bawimy się w Jungle Experience w Puszczy Lakandońskiej. To dało nam dużo czasu na włóczęgi po tutejszych słynnych majowskich ruinach. Trochę czasu spędziliśmy oglądając płaskorzeźby dorodnych nosów i pociągłych czół ówczesnych monarchów i wielmożów. Majowie, którzy stawiali sobie tutejsze piramidy, uważali bowiem, że nie ma nic piękniejszego i szlachetnego niż takie atrybuty urody. By trochę pomóc naturze serwowali dzieciom swoiste operacje plastyczne. Polegały one na krępowaniu niemowlęcych główek deseczkami. Miękkie jeszcze kości poddawały się naciskowi i czaszka rosła jak w foremce wzdłuż zamiast wszerz.

Niektórzy twierdzą, że robiono to, by głowa przypominała kształtem bogupodobną kukurydzę. Fani Danikena mówią, że Majowie chcieli się w ten sposób upodobnić do kosmitów, którzy nauczyli ich budować piramidy. Podobną szkółkę sprawili również starożytnym Egipcjanom (podobno Tutanchamon też miał wydłużoną czaszkę). Net podpowiedział mi również inną teorię, jakoby Majowie w ten sposób zwiększali wydolność mózgu i osiągnęli tym samym wyższy poziom wtajemniczenia niż my (stąd zapewne wiedzieli, kiedy koniec świata, co to astronomia i inne takie). Swobodniej rozwijały się płaty ciemieniowe, a w ściśniętej masie mogły zanikać bruzdy pomiędzy płatami, co umożliwiało powstawanie połączeń. Komplikowała się w ten sposób i poszerzała sieć neuroantena zyskiwała większą pojemność i zdolność dostrajania do szerszego zakresu subtelnych sygnałów - czytam na jednej ze stron internetowych - Następował szybszy i obfitszy, niż u innych ludzi, odbiór sygnałów, intuicyjnej wiedzy i archetypicznych idei z subtelnego pola, wymian między innymi mózgami, a wreszcie z wyższymi bytami.




Nie ujmując niczego powyższym teoriom, mnie najbardziej przekonuje wszechwieczna konstytutywna prawda pt. "All For Fashion". My zmniejszamy sobie nosy, bo uważamy, że duże są passe. Majowie z kolei wierzyli, że duży nos to oznaka prosperity i wyższego szczebla na drabinie społecznej. Na Wyspie Wielkanocnej długie uszy oddzielały wielmożów od krótkouchego plebsu. Dzisiaj na topie są długonogie raszple, zaś w paleolicie i w sienkiewiczowskim "Quo vadis" to szerokie biodra i obfite kształty były bardziej seksi. Co czas, to obyczaj - prawda stara to i jara.

Jeden z podsłuchanych przeze mnie w Palenque przewodników tłumaczył, że wszystko takie niekształtne, bo dopiero Da Vinci nauczył świat poprawnie rysować ludzkie ciało. A może to raczej domena humanizmu? Nie wszystkie bowiem epoki aż tak zachwycały się naturalnym pięknem. My się obecnie bowiem boskim dziełem aż tak się nie zachwycamy. Większość panienek w kolorowych magazynach to nie dzieło natury, ale specjalistów od grafiki. Tu dodamy trochę włosów, wydłużymy nogi, powiększymy cyc i dostajemy produkt Mattela, a nie Boga Ojca w Niebie Jedynego.

Poza brakiem umiejętności plastycznych ówczesnych Majów, może swoje zrobił ówczesny Photoshop? Na płaskorzeźbach widzimy długonosych i długogłowych Majów jeszcze w dodatkowych, długich nakryciach głowy. My ubieramy pionowe pasy i czynimy inne starania, by optycznie wydłużyć sylwetkę - oni ubierali strojne czapeczki i najdłuższe z papuzich piórek, by wydłużyć optycznie swe majowskie główy.



Współczesnemu meksykańskiemu wzorowi urody daleko do tamtego, który teraz oglądamy w Palenque. Aaron opowiedział nam o teorii, że ludzki ideał piękna to wypadkowa wszystkich twarzy, które oglądamy w życiu. Wszystko z naciskiem na częstotliwość ich oglądania oraz stosunek uczuciowy do właścicieli owych lic. Miało to pomóc naturze - najbardziej pospolite osobniki są zazwyczaj najbardziej płodne, a dziwolągi mogą być sterylne. Jeśli więc Meksykanin ogląda w swoim życiu tylko dziewczyny ze swojej wioski - wybierze najbardziej typową z nich. Gorzej, jeśli całymi dniami ogląda telewizję. Wtedy zaczyna chcieć tego, co tam widzi. A co widzi? Ano nie dziewczyny, które wyglądają jak jego wioskowe sąsiadki.

Ja, pewnie jak wiele Polek, zaczynałam uczyć się Meksyku na telenowelach. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy przyjechałam do Meksyku i większość dziewczyn nie wyglądała tak, jak bohaterki seriali Televisy. Nawet indiańskie dziewczyny, które służyły w domach bogatych panów, bardziej przypominały moje koleżanki, które na szkolne dyskoteki przebierały się za Indianki niż moje współpasażerki w metrze w Deefe. Zaczęłam baczniej oglądać telewizję i uliczne billboardy. Wszystkie dziewczyny miały europejskie rysy, tych z indiańskimi twarzami praktycznie nie było. W tym dopatruję się przyczyn upodobań Carlita i Pepe dla europejskiego modelu urody.

bohaterki "Amigas y Rivales", meksykańskiego "Beverly Hills 90210"
(Jimenę, drugą po prawej na górnym zdjęciu, grała Polka - Ludwika Paleta)

Meksyk oczywiście nie różni się w tym wiele od innych krajów świata. Kultura Zachodu zdominowała ziemski glob do tego stopnia, że w Indiach na przykład sprzedaje się specyfiki na wybielenie skóry. Europejskie turystki dostają tam dzikie pieniądze za granie epizodów w bollywoodzkich produkcjach. Podobnie z resztą jest w Meksyku. Pisałam już Wam o mojej znajomej Isi, która sporą część swojego domowego budżetu zawdzięcza właśnie pięknej, europejskiej twarzy, figurze modelki i wściekle rudym włosom. Mój były współmałżonek Nieboszczyk Mąż w Europie nie trafiłby raczej na plakat do Bravo Girl. W Azji jednak zupełnie nie przeszkadzało to, że jest łysy, ślepy na jedno oko, głuchy na jedno ucho, a we włosach na jego plecach można bawić się w chowanego. W Azji miał on rwanie niczym Brad Pitt. Pewnie nie chodziło tylko o popularność jasnej skóry, ale również o to, że jasna skóra oznacza także wypchany portfel i spokojną przyszłość cichej, czystej i oczywistej azjatyckiej żony.

Stąd już tylko krok do "klasowości" urody. U Majów były to długie nosy i czoła, na Wyspie Wielkanocnej uszy, u nas długie nogi i jasna skóra. Ponętne kształty popadły w niełaskę. Nie są już symbolem prosperity, a raczej taniego jedzenia z fastfoodów i brakiem odpowiedniej edukacji w zakresie zdrowego jedzenia. Nie tak daleko odeszliśmy jednak od panienek sprzed paru wieków, które pudrowały twarze na biało i nie ruszały się z domu bez parasolki, by zbytnio się nie opalić. Bo jeszcze ktoś - nie daj Boże - mógłby pomyśleć (phi!), że ich skóra jest brązowa, bo pracują na roli (afu!). Dziś brązowa opalona skóra jest w modzie - może dlatego, że jest synonimem wczasów w Tunezji i wolnego czasu, którego nie spędza się w fabryce przy taśmie, ale na wielkopańskim opalaniu przy basenie?

Modna jest jednak skóra opalona, a nie ciemna ze swej natury. Jakiś czas temu Meksyk i cały świat poruszyła tutejsza kampania przeciwko rasizmowi, a mianowicie nagranie z małymi meksykańskimi dziećmi, które poszło w internetowy viral (ponad milion wyświetleń). Pomysł prosty: usadźmy dzieci przed lalkami. Jedna ma białą skórę, druga ciemną. Zapytajmy, która jest ładna, a która brzydka. Która jest dobra, a która zła. Tutaj odpowiedzi dzieciaków są zatrważające przewidywalne. Na końcu pada pytanie, którą z lalek bardziej przypominasz. Wszystkie dzieci mają raczej ciemną skórę, ale wskazują jednogłośnie na tę białą lalkę. Ciężko im odpowiedzieć dlaczego. Mamy podobne uszy? - wnioskuje mały chłopiec i tą przejmującą odpowiedzią nagranie się kończy.


Żeby nie zostawiać Was z gorzkim, postkolonialnym posmakiem w ustach, napiszę jednak o jeszcze jednym tutejszym wyznaczniku piękna. Ameryka Łacińska nie bierze wszystkich ideałów urody z Europy za pewnik. Tej części świata broni bowiem PUPA. O ile w Europie stawiamy raczej na obfity cyc, to tutaj duża ma być właśnie pupa. To nią kręcą tu kobiety, gdy tańczą salsę, cumbię lub sambę. Czy zawdzięczamy to tej taneczno-kulturowej czy bardziej archetypicznej lub też anatomicznej funkcji, jedno jest pewne - to pupa jest tutaj na piedestałach. Do tego stopnia, że pospolicie w Ameryce Łacińskiej sprzedaje się spodnie z push-upami na pośladkach. Do tego stopnia, że największym przebojem lata 2010 w Brazylii była nowa wersja Macareny z układem tanecznym, który opierał się na uderzaniu pupą w twarz "partnera".



Na pozytywną puentę dorzucę jeszcze mojego tutejszego kumpla Doma. Dom jest Niemcem i mieszka tutaj jakoś od naszego pierwszego spotkania, czyli już ponad 2 lata. Nie może stąd wyjechać, bo co chwilę zakochuje się w Meksykankach. Niemieckie blond włoski i kości policzkowe mu nie w smak. Gdy jednak widzi ciemną karnację, indiańskie rysy twarzy i często towarzyszącą im obfitą pupę - przepada z kretesem. Zakochuje się od pierwszego wejrzenia i na zabój średnio raz na wieczór, jeśli nie częściej. Głęboko wierzę w to, że świat celowo stwarza takich Domów - dla zdrowej równowagi w przyrodzie. Dla równowagi w przyrodzie stworzono także inne praktyczne rzeczy, między innymi ludzkie gusta i guściki. O których podobno się nie dyskutuje.


Zobacz także: Palenque. Jungle Experience All Inclusive (8 przygód, 8 porad)