Na akcie urodzenia figurują jako mężczyźni, ale proszą by zwracać się do nich w formie żeńskiej. Ale w Juchitanie, małej miejscowości na południu Meksyku, nie są postrzegani ani jako kobiety, ani jako mężczyźni. Są po prostu muxes. Reprezentantkami trzeciej płci.
Podział na trzy płcie wśród tutejszych Zapoteków utrzymuje
się jeszcze od czasów przedhiszpańskich. Muxes są nie tylko są integralną
częścią społeczeństwa, ale i bardzo szanowanymi jego reprezentantkami. Mówi się
tu, że wypadły z kieszeni świętemu Wincentemu Ferreriuszowi, patronowi
miasteczka, gdy ten przechodził przez miasto. W Juchitanie znaczy to, że muxes
są urodzone pod szczęśliwą gwiazdą. Szacuje
się, że stanowią 6% miejscowej społeczności, co oznacza, że żyje tutaj ok. 3000
reprezentantek trzeciej płci.
Tutejsze silne, postawne kobiety znane są na całą okolicę. „Juchas” – bo tak je się zgrubiale nazywa – wyróżniają się na targach w innych miastach Meksyku przede wszystkim wypisaną na twarzy dumą oraz swoimi gabarytami. Juchitanki przez lata były odpowiedzialne za politykę miasteczka, jego stosunki z ościennymi miastami, a także za handel. O mężczyznach mówi się tu, że „połowa ma penisy słodkie, a połowa słone”, co ma oznaczać, że wedle tradycji mają trudnić się rolnictwem albo rybołówstwem. Co więcej, przeważnie są oni bardziej wątli i mniej korpulentni od swoich kobiet. Czyżby natura poszła tutaj w parze z porządkiem społecznym?
Tutejsze silne, postawne kobiety znane są na całą okolicę. „Juchas” – bo tak je się zgrubiale nazywa – wyróżniają się na targach w innych miastach Meksyku przede wszystkim wypisaną na twarzy dumą oraz swoimi gabarytami. Juchitanki przez lata były odpowiedzialne za politykę miasteczka, jego stosunki z ościennymi miastami, a także za handel. O mężczyznach mówi się tu, że „połowa ma penisy słodkie, a połowa słone”, co ma oznaczać, że wedle tradycji mają trudnić się rolnictwem albo rybołówstwem. Co więcej, przeważnie są oni bardziej wątli i mniej korpulentni od swoich kobiet. Czyżby natura poszła tutaj w parze z porządkiem społecznym?
W takim układzie ról trzeba było kogoś jeszcze, by zajął się domem i dziećmi. Tutaj pojawia się właśnie muxe, która ugotuje, upierze, posprząta i zajmie się dziećmi. „Pojawia się” może być tutaj nieodpowiednim słowem, bo przecież wszystkie trzy role są społeczne są niezbędne dla funkcjonowania społeczności od samego początku jej istnienia. Muxe jest więc nie wartością dodaną, nie jest zapełnieniem społecznej dziury, ale nierozerwalną częścią miejscowego porządku świata, filarem tak samo konstytutywnym i decydującym o jego funkcjonowaniu jak tutejsza kobieta i tutejszy mężczyzna.
Porządek ten był na tyle silny, że nie zdołały go zmieść
żadne wichry historii. Hiszpanie nie dali rady zaprowadzić tu swoich
heteronormatywnych porządków. Nie udało się to także kościołowi katolickiemu.
Wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że miejscowa kultura niejako „oswoiła”,
podporządkowała swoim zwyczajom kościół
i jego dogmaty. Mieszkańcy Juchitanu, którzy są obecnie gorliwymi katolikami,
nie mają wątpliwości co do tego, że muxes zostały stworzone przez Boga i żę są one
częścią boskiego porządku świata. Wypadły przecież z kieszeni nie komu innemu
jak Wincentemu Ferreriuszowi, który jest świętym katolickim. Znaczy to, że
muxes nie tylko są dziećmi Boga, ale – jego ukochanymi dziećmi.
- Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, ale stworzył także ludzką
naturę – i niech mi Bóg wybaczy, jeśli go obrażę – ale możliwe, że to właśnie
ta stworzona przez niego natura decyduje o tym, jaki jest człowiek. A wśród
ludzi są także homoseksualiści i jest to zupełnie naturalne. Nic tego nie
zmieni – mówi proboszcz parafii św. Wintentego Ferreriusza Francisco Herrera,
przez wszystkich zwany tu zdrobniale ojcem Panchitem. Przed dorocznym świętem muxes, które wypada w
listopadzie, odprawia on mszę w intencji muxes. Zjawia się na niej mieszkańcy Juchitanu, by następnie wspólnie udać się na całonocną fiestę.
Czy muxe znaczy tyle samo co transwestyta, osoba homoseksualna czy transpłciowa?
Historycznie wcale być tak nie musiało. Muxes mogły utrzymywać relacje z
kobietami, jak i z mężczyznami, mogły być biseksualne albo aseksualne. Mogły
ubierać się zarówno w ubrania kobiece, jak i w męskie. To nie orientacja
seksualna ani wygląd zewnętrzny decydowała o byciu muxe. Muxe była muxe przez
swoje miejsce w społeczeństwie, przez pełnioną w nim rolę. Obecnie jednak ten
układ rzeczy się zmienił i muxe jest synonimem homoseksualnego mężczyzny lub transpłciowej kobiety. Antropologowie zanotowali
także, że dopiero od lat 50. XX wieku muxes zaczęły chętniej ubierać się w
typowo kobiece stroje. Zmieniają się tu
też powoli porządki społeczne.
Czyżby oznaczało to, że to czego nie udało się zmienić
mocarnemu kościołowi katolickiemu, daje się tak łatwo formować środkom masowego
przekazu i wpływie kultury Zachodu? Miejscowe kobiety zdają się przyzwyczajać
do nowej funkcji matek i żon, która tak opatrzyła im się na reklamach, w
meksykańskich telenowelach i w romantycznych filmach o miłości, mężczyźni chcą
być silni jak Sylvester Stallone i mocarni jak bohaterowie piosenek o
przemytnikach narkotyków. Kobiety i
mężczyźni powoli wchodzą w role społeczeństwa zachodniego, a razem z nimi zdają
się w ten świat wchodzić także muxe. Coraz częściej porzucają opiekę nad domem,
matką i rodzeństwem na rzecz prowadzenia salonu fryzjerskiego lub studia
manicure. Często zostają artystkami, działaczkami politycznymi lub politykami.
Muxes XXI wieku są zagorzałymi obrończyniami praw LGBT oraz
działaczkami na rzecz profilaktyki HIV/AIDS. Tradycyjną velę – listopadową
uroczystość muxes – poprzedza od 16 lat
„Kulturalny Tydzień”, podczas którego w
ubiegłym roku odbył się m.in. lesbijsko-gejowski turniej koszykówki, wystawa
jednej z lokalnych artystek muxes oraz konferencja na temat „transseksualizmu
naszej ery”. W 2005 roku muxe z Juchitanu – 25-letnia Amaranta Gómez Regalado –
kandydowała jako lokalna reprezentantka w wyborach parlamentarnych. Jej postać zyskała międzynarodową sławę jako
„pierwsza transseksualna kandydatka Meksyku”. W wyborach nie uzyskała
wystarczającej ilości głosów, ale nie zrezygnowała z pracy społecznej. Zasiada
w Komitecie Stanowym Przeciwko Homofobii, bierze udział też w licznych
kampaniach na rzecz zapobiegania HIV/AIDS.
Ona sama, jak i przede wszystkim muxes oraz Juchitan jako
taki stały się symbolem tolerancji dla środowisk LGBT. Są żywym przypomnieniem tego, że przed
przybyciem Hiszpanów osoby niehetoronormatywne były na tych ziemiach w pełni akceptowane.
Pewne tego ślady możemy wciąż odnaleźć w kulturze ludu Raramuri na północy
kraju, u Majów na półwyspie Jukatan oraz w przekazach na temat cywilizacji
Azteków. Meksykańsckie osoby LGBT+ są
coraz bardziej świadome bolesnej dla nich historii tego kraju i na możliwe, że upomną się o swoje prawa na – jakże popularnej
obecnie w Meksyku - fali „powrotu do korzeni”, odkrywania na nowo narodowej
tradycji i tożsamości, tej sprzed przybycia Hiszpanów.
Po ich stronie stają zresztą organizacje broniące praw
ludności rdzennej. Osoby homoseksualne są dla nich jedną z wykluczonych grup – podobnie jak
ludność rdzenna. O poparciu dla praw osób LGBT głośno mówią np. Zapatyści.
Chrześcijańska kultura ludowa też domaga się akceptacji środowisk wykluczonych.
Coraz popularniejsza święta – Santa
Muerte – jest właśnie patronką osób homoseksualnych,
jak również pracownic seksualnych czy dilerów narkotyków. Mogą znaleźć u niej pocieszenie
środowiska potępiane przez Watykan. Na meksykańskiej wsi dość silny jest
również kult św. Sebastiana jako patrona społeczności LGBT+.
Stosunek Meksykanów do osób homoseksualnych est ambiwalentny. Z jednej strony, 50% mieszkańców
kraju deklaruje się, że popiera małżeństwa osób tej samej płci. Miasto Meksyk
było także drugim miejscem w Ameryce Łacińskiej – po Buenos Aires – które
zalegalizowało małżeństwa jednopłciowe. Te można zawszeć jeszcze w dwóch
innych stanach - Coahuili i Quintana Roo.
Związek będzie ważny we wszystkich pozostałych częściach Meksyku. Gejowska dzielnica stolicy – Zona Rosa – to w
weekendy kolorowe i radosne święto homoseksualności, a w centrum miasta można
spotkać beztrosko trzymające się za ręce pary tej samej płci.
Z drugiej strony,
Meksyk plasuje się na drugim miejscu na świecie – za Brazylią – pod
względem ilości morderstw na tle homofobicznym. Szacuje się, że tylko między
2002 a 2007 rokiem 1000 osób zostało zabitych przez orientację seksualną. 94.7% meksykańskich osób LGBT+ spotkało
się z dyskryminacją, a 76% doświadczyło pod tym względem przemocy, z czego
ponad połowa miała z nią do czynienia w miejscach publicznych.
Wizerunek osoby homoseksualnej w społeczeństwie ocieplają nieco
media i kultura popularna. Rubaszny i zniewieściały gej pojawia się coraz częściej
jako postać komiczna w telenowelach Televisy.
Swoich „niegroźnych gejów” ma też narodowy sport - lucha libre.
Najgroźniejszym atakiem exoticos – czyli luchadorów w damskich kostiumach –
jest... całus, którym obezwładniają oni groźnych zawodników typu macho.
Publiczność owych całusów wręcz się domaga krzycząc: „beso! beso! beso!”, a
kiedy dostaje to, czego chciała – dziękuje salwami śmiechu oraz gromkimi
brawami.
Można by powiedzieć, że prawdziwi machos osób homoseksualnych się nie boją. I coś w tym faktycznie jest. Na karnawale w Veracruz i innych
fiestach transwestyci oraz osoby transpłciowe opędzić się nie mogą od kokietujących mężczyzn. To w
końcu „najgorętsze laski” wieczoru. Prawdziwi machos chcą być blisko tego, co
najatrakcyjniejsze, najpiękniejsze, przyciągające spojrzenia. Co symptomatyczne
dla Meksyku – mężczyzna utrzymujący kontakty seksualne z homoseksualnym mężczyznom nie
będzie uznany tu za geja, dopóki w relacjach intymnych pozostaje stroną czynną.
Za „maricona”, „joto”, „puto”, czyli „pedała”,
„ciotę”, geja – uznana jest jedynie strona bierna. Meksykański macho to ten,
który „pieprzy” i nie pozwala, żeby „pieprzono jego”.
Ten porządek rzeczy ma swoje odzwierciedlenie w
najpopularniejszym meksykańskim wulgaryzmie – „chingar”, które jest właśnie
ekwiwalentem polskiego słowa „pieprzyć” – oraz w jego derywatach – wyrazach
„chingon” i „chingada/chingado”. Pierwsze oznacza dosłownie tego, który
„pieprzy” i w Meksyku jest synonimem wszystkiego, co pozytywne, „zajebiste”,
„wymiatające”. Z kolei „chingado” („pieprzony”) jest synonimem nieudacznika i
frajera. Także słowo „puto” („pedał”) to nie tylko obraźliwe określenie dla
homoseksualnego mężczyzny. „Puto” to często „sukinsyn”, „frajer”, ktoś, kto się sprzedał,
nie ma własnego zdania, daje sobą sterować. Tytuł „Puto” nosi jeden z
najbardziej znanych przebojów meksykańskiej muzyki aternatywnej – piosenka
zespołu Molotov. Niejednokrotnie zarzucano muzykom, że tekst jest homofobiczny,
jednakże oni odcinali się, że piosenka nie traktuje o „putos” w znaczeniu
dosłownym, ale właśnie o ludziach słabych psychicznie, sprzedawczykach, którzy
są bierni i i umieją jedynie służyć.
Wydawać, by się mogło, że filozofia meksykańskiego macho brzmi:
„Albo ty pieprzysz, albo pieprzą ciebie”. Ta postawa jest głęboko osadzona w
meksykańskiej kulturze i bolesnej historii. Przez długie lata aż po dziś dzień
społeczeństwo dzieli się na wygranych i przegranych,z których ci pierwsi żyją z
tego, co zabiorą tym drugim. Same słowa „chingon” i „chingada” często odnoszone
są do Hernana Cortesa oraz jego tłumaczki Malinche. Para ta została
uznana za rodziców pierwszego Meksykanina – Metysa, zrodzonego ze zbliżenia
Hiszpana i rdzennej mieszkanki tych ziem. „Hijo de la chingada” („syn zgwałconej”) jest tutaj
najostrzejszym meksykańskim wulgaryzmem, a także największym narodowym
przekleństwem. Jakby nie patrzeć bowiem – społeczeństwo meksykańskie zostało
zbudowane na gwałcie i przemocy, a ich jego symboliczną matką jest Malinche –
„chingada”.
W kulturze tradycyjnej Meksyku stosunki seksualne między
mężczyznami były dopuszczalne, szanowane i często zalecane. U Majów na
Jukatanie seks przedmałeński między dwoma chłopcami jest do tej pory wręcz
wskazany – dzięki niemu młodzieńcy mogą ujarzmić swoje buzujące hormony w inny
sposób niż rozdziewiczanie dziewcząt przez ślubem. Trzymanie „wianka” do
zamążpójścia jest tu bardzo ważne, dlatego społeczeństwo przymyka oko, a wręcz
popycha chłopaków do „niewinnych igraszek” z osobami tej samej płci.
Także w Juchitanie mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne
z muxes, ale jedynie z tej jednej, czynnej strony , nie są uznani za
osoby homoseksualne Mogą pozostawać w związku z muxes i wcale muxes nie być.
Nazywa się ich tu „mayates”. „Mayates”
często mają rodziny, a związek z muxe to związek na boku. Mogą żyć z nimi także
oficjalnie jako partnerzy i nikt nie będzie tu patrzył na nich z góry. Muxes i
mayates są częścią społeczeństwa Juchitanu tak, jak każdy inny obywatel. Czy
nie zderzają się tutaj dwie postawy? Czy podejście do osób LGBT+ obecne w
mediach, heteronormatywność świata Zachodu i silna w Meksyku homofobia nie
psują tradycyjnych relacji w miasteczku?
„Ach, to taki folklor”, „To miejscowa tradycja”, „Tak jest
Juchitanie od wieków” – tak mieszkańcy miasta próbują wyjaśnić przybyszom miejscowy
porządek rzeczy. Dla meksykańskiej społeczności LGBT Juchitan stał się zaś
ostatnim przyczółkiem dawnej tolerancji dla LGBT+, która przed przybyciem
kościoła katolickiego była tak powszechna w Meksyku (jak i w wielu kulturach
tradycyjnych na całym świecie). Czy w czasach, kiedy na wielu niwach Meksykanie
starają się odzyskać swoją utraconą przez lata kolonizacji tożsamość, Juchitan
stanie się bastionem obronnym dla społeczności nieheteronormatywnej? Czy pozwoli uwierzyć
tutejszym środowiskom LGBT, że są – bo tradycyjnie przecież były – ważną i
szanowaną częścią społeczeństwa? Małe miasteczko na południu Meksyku zdaje się
być na tyle dumne i silne, że podoła temu zadaniu. Tylko czy tradycja jest na
tyle silna, by wygrała z globalizmem?
Tekst ukazał się także w numerze szóstym magazynu "Transwizje".Moje artykuły na temat muxes ukazały się także w WP Turystyka (maj 2015), w Focusie (wrzesień 2015) oraz na stronie BBC Travel (po angielsku), ze zdjęciami Zosi Radzikowskiej.
Zdjęcia zostały zrobione przeze mnie w trakcie veli muxes w listopadzie 2014 roku. Serdecznie dziękuję Fernandowi, Kice oraz innym znajomym z Juchitanu za gościnność, serdeczność i odpowiedzi na moje liczne pytania.