"Pierwszy święty narco". Jak narkotykowy baron stał się nowym Jezusem

Był baronem narkotykowym, teraz uważany jest za świętego. Zabitemu dwa lata temu szefowi kartelu La Familia Michoacana stawia się pomniki, ołtarze, kaplice, śpiewa się mu pieśni i układa modlitwy.

Członkowie kartelu nazywają się nowymi templariuszami, żyją wedle średniowiecznego kodeksu, a zabijając mówią, że to "boska sprawiedliwość". Określani są mianem pierwszej organizacji przemytniczej, która funkcjonuje także jako kult religijny, a ich były przywódca - nazywany jest pierwszym świętym narco.

Rys. Manjarrez/emeequis nr 278

"Obrońco najbiedniejszych, rycerzu wiosek, święty Nazario, daj nam życie, módl się za nami" - szepczą cicho wierni modlący się pod ołtarzami byłego narkotykowego barona. Jego figura ubrana jest w strój templariusza, a w ręku trzyma oparty o ziemię miecz. Nazywał się Nazario Moreno González, teraz znany jest właśnie jako święty Nazario - narco Che Guevera, meksykański Robin Hood, Jezus nowych, trudnych czasów. Był twórcą i szefem kartelu La Familia Michoacana, jednej z większych organizacji przemytniczych Meksyku. Nazywali go El Chayo albo El Doctor. Najbardziej znany jest jednak pod pseudonimem El Mas Loco - Najbardziej Szalony.

Teraz mówi się o nim Ernesto Morelos Villa, wierząc, że jest nowym wcieleniem trzech bohaterów: Ernesta Che Guevary, Jose Marii Morelosa (bojownika o niepodległość Meksyku) oraz Pancho Villi (jednego z przywódców rewolucji meksykańskiej). Niektórzy zestawiają części nazwiska w innej konfiguracji - jako Emiliano Morelos Guevara, wymieniając Pancho Villę na drugiego z przywódców rewolucji - Emiliana Zapatę. Narkotykowego bossa kreuje się na obrońcę najbiedniejszych, chorych i uciemiężonych przez zły rząd meksykański. Na zdobywcę serc mieszkańców swojego rodzinnego stanu Michoacan, o których jako jedyny nie zapomniał w potrzebie. Za życia dawał pożyczki rolnikom, fundował szkoły i kościoły, finansował projekty melioracyjne. Swoich ludzi wyposażał zaś w Biblie, zabraniał brać narkotyki, polecał szanować kobiety i dzieci.

Fot. Facebook Valor por Apatzingán

Urodził się w 1970 roku nieopodal miejscowości Apatzingán w stanie Michoacán. Jego matka wraz z trzynaściorgiem dzieci została porzucona przez męża alkoholika. Kilkunastoletni Nazario wyjechał do miasteczka, gdzie pracował sprzedając zapałki, obierając cebulę, pomagając na polu melonów i wyrzucając śmieci na targowisku. W wieku 16 lat wyjechał do USA, gdzie w Kalifornii sprzedawał marihuanę i włączył się w świat lokalnego narkobiznesu. Został namierzony przez tamtejszą policję i uciekł z powrotem do Meksyku. Historię jego życia znamy dzięki jego autobiografii - "Me dicen El Mas Loco" ("Nazywają mnie El Mas Loco"). Książka, którą sam autor nazwał "dziennikiem idealisty", trafiła do indeksu ksiąg zakazanych przez meksykański rząd. Za jej posiadanie jest się zatrzymywanym i przesłuchiwanym, zaś sama autobiografia zostaje z miejsca konfiskowana.

Książka, która utrzymuje, że jest pogrobowcem autora, ukazała się w 2010 roku. Opisuje śmierć Morena w strzelaninie z policją federalną, która miała miejsce właśnie w roku 2010. Mimo że nigdy nie odnaleziono ciała przywódcy Familii, rząd meksykański podał do wiadomości, że Nazario Moreno nie żyje. Podobnie uczynili członkowie jego kartelu. El Mas Loco oficjalnie stał się na niecałe 4 lata zmarłym, by w marcu 2014 roku dać się zabić już naprawdę na śmierć i bez żadnych wątpliwości. Niecałe 4 lata, przez które Nazario był rzekomo martwy, rozwinęły kult jego postaci. - Chciał zostać namaszczony jako święty i dlatego musiał umrzeć. Dlatego oficjalnie został ogłoszony świętym, mimo że nikt nie odnalazł jego ciała - orzekło BBC Mundo. Lokalny dziennikarz nazwał go jedynym żywym świętym na ziemi.

Mieszkańcy okolicy rzeczywiście zaczęli go widywać po śmierci, w czym upatrywano cudu. Wierzono, że El Mas Loco powrócił jako duch na ziemię, by dalej pomagać potrzebującym. Niektórzy utrzymywali, że Nazario spaceruje po okolicy w stroju świętego Franciszka i cudownie ulecza chorych. Postawiono mu kilka kaplic i ołtarzy - w wiosce Holanda, na wzgórzu El Cerrito de la Cruz, w miejsowości Apatzingán. Lokalne zespoły zaczęły tworzyć o nim narcocorridos - piosenki, które wysławiały jego czyny, porównywały go otwarcie do Che Guevary, a na teledyskach zestawiały jego wizerunek ze zdjęciem Jezusa. "Z Biblią w ręku dla swych towarzyszy, z nabojami dla swoich wrogów, duch templariusza wciąż troszczy się o swój lud" - śpiewa o nim grupa Reyes de Alto Mando. - Ludzie szukają czegoś, w co mogą wierzyć, i tworzą sobie własnych świętych ludowych. Wtedy przychodzi taka postać jak Moreno, który kocha siebie samego tak bardzo, że decyduje stać się jednym z owych świętych - napisał dziennikarz Jose Gil Olmos.

"Nazario będzie wiecznie żył w naszym sercu" - manifestacja po rzekomej śmierci Morena w roku 2010. Fot. milenio.com/Facebook

Okładka autobiografii Nazaria Morena.

Fot. Facebook autodefensas

"Ludzie z Sinaloa mają swojego Jesusa Malverde, i mają nasz szacunek, my jednak mamy naszego świętego Nazario" - głosi inne narcocorrido odwołując się do świętego przemytników narkotyków z nieco "dłuższym stażem". Żyjący na przełomie XIX i XX wieku Jesus Malverde również przeszedł do legendy jako lokalny Robin Hood, nie miał jednak w swoim życiu nic wspólnego z narkobiznesem. Pracował na kolei, a potem przekwalifikował się na Janosika, który zabierał bogatym, a dawał biednym, za co został - podobnie jak Janosik - powieszony. Na początku swojej kariery jako święty był patronem tzw. "zwykłych ludzi" i ich "zwykłych spraw", jednak jako że jego kult rósł w stanie Sinaloa, kolebce meksykańskiej tradycji przemytniczej "zwykłe sprawy" coraz częściej dotyczyły narkobiznesu. Jesus Malverde  z pracownika kolei stał się tym samym nieoficjalnym świętym przemytników narkotyków, patronem meksykańskiej gałęzi gospodarki, której za swojego życia nie mógł jeszcze przewidzieć. 

Pojęcia o tym, że zostanie okrzyknięty świętym, nie miał za swojego życia także Juan Soldado, dzisiejszy nieoficjalny święty przekraczania granicy ze Stanami. Był żołnierzem stacjonującym w Tijuanie, który został oskarżony za zgwałcenie i zamordowanie 9-letniej dziewczynki. Nie przeszkodziło to jednak tamtejszej ludności ogłosić go świętym. Dziwne odgłosy słyszane po jego śmierci na cmentarzu oraz krew rzekomo cieknąca z jego nagrobka okazały się przemawiać do ludzi silniej niż jego zbrodniczy życiorys. Od słowa do słowa, z biegiem czasu, wierni doszli do wniosku, że Juan Soldado musiał być niewinny, a w całą aferę musiał wrobić go jego przełożony. Życzenia wyrażane w modlitwach do nowego świątego się spełniały, co oznaczało, że świętość Juana Soldado jest faktem niezaprzeczalnym. Skuteczność jest bowiem w Meksyku jednym z głównych wyznaczników popularności danego świętego. El Mas Loco skuteczności także odmówić nie można.


Rys. Manjarrez/emeequis nr 278, strona tytułowa artykułu o Nazario

Rys. Manjarrez/emeequis nr 278, zapowiedź artykułu o Nazario

La Familia jest nowym, powstałym niespełna 10 lat temu, meksykańskim kartelem. Po odłączeniu się ze strefy wpływów kartelu z Zatoki i Los Zetas nowa organizacja szybko stała się kolejną dużą siłą w międzykartelowej wojnie, próbując przejąć kontrolę nad narkotykami przepływającymi przez stan Michoacan, będący do tej pory polem potyczek miedzy Los Zetas a kartelem z Sinaloa "El Chapo" Guzmana. Za coming out La Familii uważa się incydent z 6 września 2006 roku. - Dwudziestu zamaskowanych mężczyzn wtargnęło do taniej dyskoteki Sol y Sombra w mieście Morelia, stolicy stanu, i wysypało na podłogę pięć ludzkich głów, przy których znaleziono wiadomość uznaną za dziwaczną nawet według trudnych do zdefiniowania mafijnych standardów. "La Familia nie zabija dla pieniędzy. Nie zabija dla kobiet. Nie zabija niewinnych. Tylko tych, którzy zasługują na śmierć. Pamiętajcie, że to Boża sprawiedliwość" - wspomina Ed Vulliamy w "Ameksyce", wydanej w 2010 roku książce, która jedynie zaznacza obecność kartelu wchodzącego na meksykański "rynek przemytniczy".

Po rzekomej śmierci swojego twórcy, El Mas Loco, w grudniu 2010 roku od Familii odłączyła się grupa zwana Los Caballeros Templarios (Kawalerami Templariuszami albo Zakonem Templariuszy), szybko tak właściwie zastępując to, czym wcześniej była La Familia. "Templariusze" posunęli się o krok dalej w swoim religijnym fanatyzmie i okrzyknęli się spadkobiercami średniowiecznego zakonu, swoją wojnę uważając za jedyną sprawiedliwą i niejako za świętą. Członkowie kartelu wstąpując do gangu przechodzą szereg inicjacji oraz dostają wydrukowany kodeks, który ma stanowić wzór ich zachowania. 22-stronicowe wydawnictwo ozdobione ilustracjami średniowiecznych rycerzy oraz krzyży nawiązuje do ideałów zakonu, Starego Testamentu oraz wytycznych i przemyśleń Nazaria (El Mas Loco oprócz swojej autobiografii wydał także tomik przemyśleń "Los Pensamientos del Mas Loco").

Nazario Moreno zakazywał członkom swojego kartelu używania alkoholu i narkotyków. Zabronił także sprzedaży narkotyków w stanie Michoacan, towar, przy którym pracowali miał być przeznaczany jedynie na eksport do Stanów Zjednoczonych. Członkowie gangu "templariuszy" są teraz regularnie poddawani testom na obecność narkotyków. Kodeks nakazuje także pomagać biednym i potrzebującym, walczyć z materializmem, szanować kobiety i dzieci, nie zabijać dla pieniędzy ani dla przyjemności. Złamanie wytycznych kodeksu jest równoważne ze zdradą zakonu i karane jest śmiercią. Templariusze zdają się być również zafascynowani imażem templariuszy - w lutym 2012 roku w siebie kartelu znaleziono 120 plastikowych hełmów, podobnych do tych, które nosili średniowieczni wojownicy.  


Fot. Facebook Valor por Apatzingan

 Fot. milenio.com

 Fot. milenio.com/Facebook

 - Mówią, że każde społeczeństwo ma taki rząd, na jaki zasługuje - napisał Nazario Moreno - Ja powiedziałbym także, że każde społeczeństwo i rząd ma takich przestępców, na jakich zasługuje. "Templariusze" okrzyknęli się obrońcami ludu. Twierdzą, że są jedynymi, którzy mogą pomóc Meksykanom w dzisiejszych, trudnych czasach. "Obecność Kawalerów Templariuszy, zorganizowanych jako ludowy ruch powstańczy, jak określa go społeczeństwo, jest uwarunkowany potrzebą i naszymi żądaniami: powstania nowych miejsc pracy, gwarancji cen i sprzedaży dla rolników, edukacji dla młodzieży na poziomie średnim i wyższym, realnych programów edukacji i opieki medycznej, wsparcia dla sektora usług oraz dla małych i średnich przedsiębiorstw, bezpieczeństwa i amnestii dla tych, którzy oficjalnie występują z powyższymi żądaniami" - piszą "templariusze", krygując się na poważny, pełnowartościowy ruch społeczny. Komentatorzy porównują ich zagrywki do naśladowania linii zapatystów, którzy także mówią głośno o nierównościach społecznych w Meksyku. Niektórzy wytykają "zakonowi" zgapianie i kopiowanie zapatystowskiego PR-u.

"El Chayo zostawił spuściznę dla całego Michoacanu, Kawalerowie Templariusze walczą dla swoich ludzi, Oni nie chcą wojny, tylko równości" - śpiewa zespół Los Originales de San Juan. Ludność Michoacanu nie kupuje jednak ślepo wszystkiego, co tak ładnie opakowane starają się jej sprzedać "templariusze". Dostrzega się, że ośrodki uzależnień narotykowych sfinansowane przez gang są traktowane jako "szkółka templariuszy" i służą do pozyskiwania przyszłych członków kartelu. Kawalerowie Templariusze nie chwalą się również licznymi zabójstwami miejscowej ludności ani porwaniami dla okupu. Mieszkańcy organizują się w paramilitarne grupy samoobrony przed kartelem zwane Autodefensas albo Policia Comunitaria. Na czele jednej z takich organizacji stanął doktor José Manuel Mireles Valverde,o którym opowiada nagradzony na międzynarodowych festiwalach i nominowany do Oscara dokumentalny film "Cartel Land". Pojawiają się także głosy, że kult "nowego świętego" jest wymuszany na miejscowej ludności, że mieszkańcy Michoacanu są zmuszani do wyznawania świętego Nazaria.

Fot.  Consejo General de Guardias Comunitarias y Autodefensas de Michoacán