Ayapaneco i skłóceni sąsiedzi. Nieprawdziwa historia umierającego języka


Ta historia była tak wzruszająca, że trudno było w nią nie uwierzyć. Kilka lat temu poszła w viral, obiegła cały świat. Dwaj staruszkowie ze stanu Tabasco są dwoma ostatnimi użytkownikami języka ayapaneco. Mimo że są sąsiadami, Manuel i Isidro nie rozmawiają ze sobą. Od lat są pokłóceni. Ayapaneco nie jest już używany, a wraz ze śmiercią Manuela i Isidra zniknie z powierzchni ziemi na zawsze.

Ja też uwierzyłam w tę historię. Opisałam ją nawet na blogu pięć i pół roku temu. Powtarzałam ją potem jako dobrą anegdotę. Niedawno postanowiłam sprawdzić, co u Manuela i Isidra, czy jeszcze żyją. Znalazłam jednak zupełnie coś innego niż to, czego szukałam. Okazało się, że ta historia nijak ma się do rzeczywistości.

Język ayapaneco ma więcej użytkowników niż dwóch, a Manuel i Isidro nigdy nie byli pokłóceni. Nieprawdziwą historię skłóconych staruszków zmyślono na potrzebę telefonii Vodafone i stamtąd poszła ona w viral po świecie. No ale po kolei. 





Już pierwsze kadry podają nieprawdziwe informacje - miejscowość Ayapa, w której mieszkają Manuel i Isidro, nie leży "w środku Meksyku", a w stanie Tabasco położonym u wybrzeży Zatoki Meksykańskiej, na południowym-wschodzie kraju. Ayapaneco nie ma też tysiąca lat. Daniel Suslak, lingwista pracujący nad stworzeniem słownika języka ayapaneco, ocenia jego wiek na 600-700 lat. Dodaje, że język nigdy nie był bardzo popularny i nie miał więcej niż pięciuset użytkowników. Otoczony był bowiem ze wszech stron przez potężniejsze i częściej używane języki. "Ayapaneco" jest poza tym jego nazwą egzogeniczną, sami użytkownicy nazywają go "Nuumte Oote"- "prawdziwym językiem".

Największym kłamstwem reklamy jest sama historia Manuela i Isidra. Po pierwsze, nigdy nie byli skłóceni. Owszem, nie są przyjaciółmi, rzadko ze sobą rozmawiają, ale o nie ma mowy o nieodzywaniu się do siebie. Odegranie konfliktu było jedynie ich rolą w filmie. Po drugie, nie są jedynymi żyjącymi osobami mówiącymi w języku ayapaneco. Posługuje się nim biegle czterech ludzi, a kolejnych kilkanaście osób uznaje się za jego użytkowników. Narodowy Instytut Języków Rdzennych (INALI) ich ilość określa jako piętnastu. Jak podaje Suslak, Vodafone zapłaciło również użytkownikom ayapaneco, którzy nie pojawili się w filmie. Manuel i Isidro dostali zapłatę za wystąpienie w nim, zaś pozostałe dwie osoby - za... niewystąpienie.

Vodafone nie opłaciło nigdy budowy szkoły języka ayapaneco, ta istniała już wcześniej. Zapłaciło jedynie za kilka napraw i położenie świeżej warstwy farby. Napis, że to "szkoła ayapaneco imienia Isidra i Manuela", zamalowano wkrótce potem. Duże kontrowersje wzbudziła także towarzysząca reklamie strona internetowa do nauki języka ayapaneco (dziś już nie istniejąca). Wprost jeżyła się ona od błędów. Suslak podaje przykład, że zdanie, które ma znaczyć "Masz piękne włosy" zostało przetłumaczone jako "Masz piękne owłosienie". Strona miała dawać poczucie, że gdy nauczymy się jednego zwrotu w tym języku, przyczyniamy się do jego ocalenia. A jak się wszyscy zapewne domyślamy - ocalenie języka nie jest takie proste.

Vodafone w reklamie brzmi, jakby to dzięki ich staraniom ayapaneco miało być ocalone. Jakże stereotypowo to "biali ludzie" pokazują nieświadomym wartości ich języka Meksykanom, że warto o niego walczyć. To Europejczycy budują szkołę, to oni przekonują Manuela i Isidra, by w niej uczyli. W rzeczywistości Manuel i Isidro oraz kilku innych mężczyzn z Ayapy robiło to już od lat, a jeszcze przed Vodafone ocaleniem języka zainteresowało się INALI. Przed ukazaniem się reklamy miała miejsce pierwsza edycja Festiwalu Języka Ayapaneco (Shem yeh chotz numdi oode), który odbywa się od tamtej pory co roku.

Z przerażeniem dostrzegłam, że tę samą nieprawdziwą informację o ayapaneco podaje polska Wikipedia oraz polskojęzyczne wyszukania Google. "Obecnie płynnie posługują się nim jedynie 2 osoby Są to dwaj mężczyźni: Manuel Segovia i Isidro Velazquez, którzy po wielu latach sporów pogodzili się, by wspólnie pomóc w uratowaniu języka" - głosi Wikipedia. "Vodaphone pogodziło dwóch skłóconych przyjaciół, aby ratować starożytny meksykański język ayapaneco" - podaje serwis F5. "To nasza ostatnia szansa, jeśli nie uda się nam pogodzić dwóch wieśniaków, na naszych oczach umrze język ayapaneco – ostrzegają specjaliści (...). Spór rozgorzał ponoć kiedyś o… kobietę." - pisze TVP Info.

Na bazie tej wzruszającej, choć nieprawdziwej historii powstał także film - meksykański "Śnię w obcym języku" ("Sueño en otro idioma", 2017), który również opowiada o dwóch ostatnich użytkownikach rdzennego języka, którzy lata temu pokłócili się i ze sobą nie rozmawiają. Ich sąsiedzi myślą, że rzeczywiście poszło o kobietę, ale okazuje się, że chodziło o homoerotyczne uczucie rodzące się między mężczyznami.

Jest jednak w tym wszystkim coś ważniejszego. Co dwa tygodnie na świecie umiera jeden język. W ciągu następnego wieku zaniknie połowa języków używanych dzisiaj. I ze wszystkich tematów, jakie mogło wybrać Vodafone na swoją reklamę, to chyba szlachetnie, że zwraca uwagę na problem umierających języków. Podobnie jak te wszystkie artykuły. No i mój dzisiejszy wpis na blogu. Bo problem jest przecież o wiele większy niż to, czy użytkownicy są skłóceni, czy jest ich dwóch czy też piętnastu.

Co to niby za szkoła ayapeneco, skoro ta pierwsza ma być dopiero za chwilę zbudowana?







Więcej na temat tej historii przeczytacie w tekście Daniela Suslaka: Who save ayapaneco.