Drzewa życia. Niezwykła sztuka ludowa Meksyku

Zakochany patrzy tylko na jedno drzewo w lesie. W gąszczu meksykańskiej sztuki ludowej ja nie mogę oderwać wzroku właśnie od nich. Zauroczona udaję się w podróż do ich korzeni

- Nasz zawód jest pierwszą profesją świata. Pierwszym garncarzem był Bóg, kiedy ulepił człowieka - mówi Ulyses Castillo Balbuena – Coś w tym jest, że te pierwsze, tradycyjne drzewa życia przedstawiały właśnie Adama i Ewę oraz biblijny raj – wskazuje na barwną glinianą rzeźbę na półce. Pomalowana farbami akrylowymi jest tak pełna kolorów i detali, że dostaję oczopląsu, nie wiem, na czym skupić wzrok. Na pierwszym planie faktycznie siedzi Adam z Ewą, wyżej wśród gąszczu gałęzi i kwiatów wyłaniają się coraz to nowsze zwierzęta, dostrzegam ptaki, jelenie, jaguary.

Maria Luisa Balbuena Palacios w swoim warsztacie w miejscowości Izúcar de Matamoros.


Jestem w meksykańskim miasteczku Izúcar de Matamoros, w zakurzonym warsztacie garncarskim, który Ulyses prowadzi wraz z bratem, Jorge. Należą do piątego pokolenia, które w ich rodzinie zajmuje się wyrobem drzew życia. - Tradycyjnie daruje się tu je młodym w prezencie ślubnym. Mają przynosić szczęście, dostatek, a przede wszystkim płodność – wyjaśnia Jorge. Adam i Ewa, koniecznie przedstawieni w czułym objęciu, symbolizują parę młodą, a drzewo, które wyrasta za ich plecami - wszystko to, czego ich związek ma dać początek. Coraz wyższe gałęzie to kolejne pokolenia. Każdy zaś umieszczony wśród liści kwiat ma symbolizować jedno dziecko, które narodzi się w zawieranym właśnie związku. - Ważne są też kolory. Żółty to dostatek, niebieski - harmonia - dodaje Ulyses.

Ich matka, Maria Luisa dostała takie w dzień swojego ślubu. Dzisiaj jest już po sześćdziesiątce, ale pamięta wszystko, jakby to było wczoraj. – Miałam wtedy 19 lat. Dzień przed ślubem rodzina młodego całym orszakiem szła do mojego domu. Na przedzie nieśli darowaną suknię ślubną oraz prezent w postaci drzewa życia. Potem niesiono jedzenie, była też orkiestra z muzyką - wzdycha i patrzy na wiszące na ścianie warsztatu zdjęcie swojego zmarłego męża. To właśnie od jego rodziny nauczyła się sztuki wyrabiania drzew życia. Jorge i Ulyses w dzieciństwie pomagali przy malowaniu mniejszych detali.

- Niestety tradycja darowania sobie drzew życia na ślub pomału umiera, kultywuje ją tylko kilka rodzin, w okolicznych wsiach. Mamy coraz mniej zleceń od tutejszych mieszkańców. Teraz chcą mieć wesela jak z amerykańskich filmów, a do ślubu jechać karocą – narzeka Jorge.

Drzewo życia Meksykańska Sztuka Ludowa
Ulyses Castillo Balbuena.


Głęboko pod ziemią

Izúcar de Matamoros jest niczym niewyróżniającym się miasteczkiem w meksykańskim stanie Puebla. Główny plac miasta z parkiem i altanką na środku. Obok kościół, teraz odbudowywany po silnym trzęsieniu ziemi z 19 września 2017 roku. Na uliczkach wózki z tacos, sklepy z chińszczyzną oraz bary serwujące pozole, zupę z kukurydzy. Wokół miasta sięgające po horyzont pola trzciny cukrowej – to właśnie od niej Izúcar wziął swoją nazwę. Nad wszystkim góruje drugi pod względem wysokości szczyt Meksyku - majestatyczny wulkan Popocatépetl, zwany pieszczotliwe El Popo. Wciąż aktywny od czasu do czasu kompulsywnie wypluwa na miasto chmury popiołu.

To właśnie z fałd el Popo izukareńscy garncarze pozyskują glinę. - Trzeba kopać metr pod ziemią, bo na górze pełno kwarcu. A ten sprawia, że wyroby potem się łamią – tłumaczy Alfonso Castillo Hernández, inny artysta produkujący w Izúcarze drzewa życia. Liczy, że w mieście działa obecnie 15 mniejszych lub większych warsztatów zajmujących się ich wyrobem. W Meksyku jeszcze dwie inne miejscowości słyną z tego rzemiosła, ale ta tradycja narodziła się właśnie tutaj.

- To u moich dziadków swoje pierwsze drzewa życia kupowali Frida Kahlo i Diego Rivera. Dopiero oni rozpowszechnili tę formę sztuki w innych miejscach w kraju – mówi Alfonso. – Na tych terenach tradycja garncarska sięga jeszcze czasów przedhiszpańskich. Pod naszym domem podczas remontu kanalizacji znaleźlismy gliniane misy i talerze. Pokażę ci – wstrąca się jego brat, Marco Antonio i udaje się do sąsiedniego pokoju. - Trochę nam się zniszczyło, bo pospadało z półek podczas trzęsienia ziemi – mówi, gdy wraca z naręczem eksponatów, które spokojnie mogłyby się znaleźć w jakimś zacnym muzeum archeologicznym. – A sąsiad wykopał coś podobnego do drzewa życia. Możliwe więc, że tradycja sięga nawet dalej niż XVI wiek – dodaje Alfonso.

- W przedhiszpańskich kodeksach znajdujemy wizerunki świętego drzewa, które było axis mundi, osią świata. Dzisiejsze drzewa życia przypominają też Tlalocán, mityczną krainę obfitości, gdzie trafiało się po śmierci. Po przybyciu Hiszpanów musiano zastąpić go innym wizerunkiem raju, tego znanego z Biblii. Tylko zwierzęta zostały te same, nasze: jaguary, papugi, pancerniki – wnioskuje Marco Antonio.

Dzisiaj drzewa życia nie zawsze przedstawiają już Adama i Ewę w Edenie. Wyobraźnia twórców nie zna granic. Rodzina Castillo Hernández ma w swoim dorobku te z meksykańskimi strojami tradycyjnymi, z kościotrupami, z historią czekolady i z Fridą Kahlo. Ulyses i Jorge pokazują mi zaś drzewo z najważniejszymi bogami azteckimi, inne na 100-lecie podpisania konstytucji Meksyku oraz to z betoniarką u pnia i małymi glinianymi workami cementu wśród gałęzi, wykonane na zlecenie firmy budowlanej Cemex.

Martha Hernandez de Castillo.

Gałęzie genealogicznego drzewa

- Największe drzewo, które zrobiliśmy miało ponad trzy i pół metra średnicy. Tworzyliśmy je przez trzy lata, całą rodziną, razem z dziećmi i pracownikami – opowiada Martha Hernandez, żona zmarłego 9 lat temu mistrza Castilla Orty oraz matka Alfonsa i Marca Antonia. Warsztat znajduje się u niej w domu, więc podczas wyrabiania drzew życia, co i rusz wyskakuje do kuchni, by pilnować gotującego się mole, ostrego czekoladowego sosu do kurczaka. - Wszystko pomalowaliśmy naturalnymi barwnikami. Kiedyś drzewa życia ozdabiano tylko w ten sposób. Fiolety robiło się z owoców granatu, zieleń z opuncji, czerwienie z pancerzyków owadów zwanych czerwcem kaktusowym. Teraz wyparły je farby akrylowe – mówi.

Sama zajęła się rzemiosłem 52 lata temu, kiedy weszła do rodziny męża wyrabiającej drzewa życia od prawie dwustu lat. Nie chciała, by piątka dzieci poszła w jej ślady, pragnęła, by studiowali i znaleźli lepiej płatne zawody. – Ale oni zbuntowali się. Powiedzieli: „Ale co będzie jak wy już odejdziecie? Przecież tradycja nie może umrzeć”. Dzisiaj wszyscy są garncarzami: trzech synów pomaga mi tutaj, w Izúcarze, dwie córki mają swoje warsztaty w Stanach – mówi Martha. - W naszej rodzinie jesteśmy już ostatnim pokoleniem, które się tym zajmuje. A mamy już obaj już prawie czterdziestkę na karku – mówi Jorge - Dajemy darmowe zajęcia w domach kultury, chodzimy do miejscowych szkół, ale młodzież jest średnio zainteresowana. Nie dziwię się, garncarz to nie jest przyszłościowy zawód. Ciężko z tego wyżyć. Klientów mało, a jeśli już są, to nie doceniają naszego wkładu pracy i próbują jak najbardziej zejść z ceny. Chcą, by nasza sztuka kosztowała tak mało jak wszechobecna plastikowa chińszczyzna.

Spędzam półtora dnia w ich warsztacie obserwując wszystkie etapy wyrobu drzew życia – przygotowanie gliny, lepienie poszczególnych elementów, wypalanie w piecu w ogrodzie, malowanie. Przez cały ten czas w warsztacie nie pojawia się żaden klient, mimo że znajdujemy się przy ruchliwej drodze stanowej, a miejsce jest doskonale oznakowane. Oprócz mnie procesowi przygląda się ze ściany tylko były prezydent Meksyku, Enrique Peña Nieto. Na zdjęciu ściska rękę Jorge, gdy ten wygrywa jakiś konkurs rękodzielników ludowych. Twarze obu są już mocno zakurzone.

- Nie dajemy już rady, mój brat musiał zatrudnić się na pół etatu jako cieć w szkole – wzdycha Jorge – Pracował też tu u nas jeden bardzo zdolny chłopak, oddawał rękodziełu całe swoje serce, miał smykałkę. Dostał jednak propozycję wyjazdu do Stanów, pracuje tam teraz na budowie. Na początku nie chciał jechać, ale teraz zarabia na godzinę tyle, co przy wyrabianiu drzew życia w trzy dni. Chyba nie żałuje.

Izúcar de Matamoros leży 170 km na południe od miasta Meksyk i 65 km od Puebli. Z Puebli można dojechać tam autobusami firm ERCO oraz ORO. Warsztat rodziny Castillo  Hernández mieści się przy Callejon del Partidor 3, warto wcześniej umówić wizytę pod numerem telefonu (+52 1) 2434360366. Pracownia i sklep rodziny Castillo Balbuena leży przy Carretera México a Oaxaca sin numero (zaznaczone w Google Maps jako Arte CasBal), czynne codziennie 9:00-19:00. Na warsztaty wyrabiania drzew życia można umówić się pod adresem artecasbal@hotmail.com artesaniadeizucar.blogspot.com. Podczas wyprawy po Meksyku szlakiem drzew życia warto wybrać się także do miejscowości Metepec pod Toluką oraz Muzeum Sztuki Popularnej w mieście Meksyk www.map.cdmx.gob.mx


Tekst ukazał się oryginalnie w magazynie "Podróże".