Jean-Frédéric de Waldeck. Hrabia na ruinach Majów

Nazywał się baronem, hrabią, księciem, królem dawnego miasta Majów. Nie wiadomo, ile prawdy było w jego opowieściach. Rozgrzewały jednak one podróżniczą wyobraźnię XIX-wiecznych europejskich salonów. 

Wprowadził się do ruin dawnego majańskiego miasta i ogłosił się jego królem. Zamieszkał w jednej z piramid wraz z majańską dziewczyną, którą mianował swoją królową. Niektórzy twierdzą, że majańskich żon miał nawet dwie. Budowla w strefie archeologicznej w Palenque w południowym Meksyku, gdzie rezydował, do dziś nazywa się Piramidą Hrabiego. Na jego cześć – Hrabiego Jeana-Frédérica Maximiliena de Waldeck, barwnego i kontrowersyjnego podróżnika, archeologa, artysty i wydawcy pornograficznych historyjek obrazkowych.


Zmarł w wieku 109 lat i 45 dni. Podobno dlatego, że obejrzał się za młodą dziewczyną na Polach
Elizejskich i potrącił go tramwaj. Jego długie życie obfitowało w podróże i przygody, nie wiadomo jednak, czy wszystkie były prawdziwe. Jego biografka, Esther Pasztory, pisze, że miał iście „Hollywoodzką wyobraźnię” i często podkoloryzował swoje opowieści. Możliwe, że część z nich po prostu wyssał z swojej jakże kreatywnej hrabiowskiej głowy. Nikt jednak z mu współczesnych w te opowieści nie wątpił, a Waldeck był ulubieńcem XIX-wiecznych europejskich salonów.

Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście był hrabią. Czasem przedstawiał się jako baron lub książę, w zależności, w jakim towarzystwie przybywał. Zagadką jest, skąd pochodził. Zdarzyło mu się opowiadać, że urodził się w Pradze, Paryżu lub Wiedniu. Raz przedstawiał się jako Niemiec, a innym razem jako Austriak, Czech lub Brytyjczyk. Nie wiadomo też, kiedy się urodził. – Możliwe, że odmłodziłem się o dwa lata, jak kokietka, zawdzięczając to faktowi, że ochrzczono mnie dopiero w drugi rok po urodzinach – pisał w liście do amerykańskiej pisarki Mary Rebecki Darby Smith, która w trzy lata po śmierci Waldecka opublikowała książkę wspomnieniową „Recollections of two distinguished persons: la Marquise de Boissy and the Count de Waldeck”.

Książę fałszerzy

O młodości hrabiego wiadomo niewiele, trzeba więc uwierzyć mu na słowo, że była tak barwna, jak opowiadał. Regularnie ponoć jadał kolacje z królem brytyjskim Jerzym III, łowił ryby z Lordem Byronem i namalował portret Marii Antoniny tuż przed jej egzekucją. Kształcił się artystycznie u największych mistrzów Paryża. Poznał Robespierre’a, Marata i hrabiego D’Orsay. Był też w Egipcie z Napoleonem, z którym zresztą łączyła go burzliwa przyjaźń. – Miał niesamowity talent do perfekcyjnego kopiowania charakterów pisma. Pewnego razu podrobił podpis samego Napoleona, ten jednak niestety się o tym dowiedział i posłał po hrabiego – pisze Mary Rebecca Darby Smith. – Słyszałem, że umiesz imitować pismo każdego i że skopiowałeś mój podpis? – miał powiedzieć mu Napoleon. – Yes, sir! – odparł Waldeck. – No to teraz, złóż mój podpis tutaj – nakazał mu Bonaparte – A teraz spójrz w górę i zobacz, co podpisałeś – kontynuował. Hrabia zorientował się, że właśnie poświadczył dokument skazujący go na trzy miesiące więzienia. Po dwóch tygodniach odsiadki Napoleon kazał go jednak wypuścić i powiedział, że wie, iż tak naprawdę Waldeck „jest przyjacielem jego samego i jego dynastii”.

Dalsze przygody Waldecka rozgrywają się w Afryce, a potem w Amerykach. To właśnie 14-letnia podróż hrabiego po Nowym Świecie miała uczynić go sławnym. – Powiedział mi, że pieszo przemierzył prawie 30 tysięcy kilometrów w Ameryce Południowej i Północnej, a także że przez trzy lata mieszkał w ruinach Palenque, gdzie gady oraz jadowite muchy zagrażały jego życiu – relacjonuje Mary Smith. To w konwencie zakonnym w Palenque miał odnaleźć kopię zaginionej książki „I Modi”, słynnej europejskiej renesansowej „Kamasutry”. Zostało one opublikowane jako kultowe znalezisko. Najprawdopodobniej jednak był to przekręt Waldecka i pornograficzne rysunki przedstawiające ludzi oraz mitologiczne stworzenia w wymyślnym pozycjach seksualnych narysował nie kto inny, a on sam.

Król majańskich ruin

Do Meksyku trafił w 1825 roku jako inżynier hydrauliczny. Długo jednak nie zagrzał tej posady – był
bowiem artystą i pragnął tworzyć. Już trzy lata wcześniej został poproszony o wykonanie rycin do dzieła Antonia del Río, kapitana armii hiszpańskiej, który jako pierwszy zajął się wykopaliskami i dokonał pierwszej dokumentacji ruin dawnego majańskiego miasta w Palenque. Waldeck zafascynował się przedhiszpańskimi cywilizacjami i archeologią. – Jestem pierwszym kompetentnym człowiekiem, który zajmuje się ruinami w Ameryce Centralnej i mogę zapewnić: jestem pierwszym amerykanistą – pisał wkrótce potem hrabia. Dużo podróżował, odwiedził dawne majańskie miasta na półwyspie Jukatan i w Ameryce Centralnej, ale to właśnie w ruinach Palenque miał zabawić dłużej.

Pozostałości starożytnego, wielkiego miasta Majów były nieznane Hiszpanom, kiedy ci zakładali osadę zaledwie 8 kilometrów dalej. Dopiero niemalże 200 lat później, w 1740 roku, odkrył je ojciec Antonio Solís. Pierwszą dokumentacją tego miejsca 30 lat później zajął ię właśnie Antonio del Río, który dostał rozkaz od króla hiszpańskiego, by rozpocząć badania nad ruinami. Karol III był osobiście bardzo zainteresowany wykopaliskami, wcześniej pasjonował się odkryciem ruin w Pompejach. Esther Pasztory pisze, że oto zaczynała się druga wielka era eksploracji świata, tym razem skierowana na zdobywanie wiedzy, a nie tylko na militarne podboje. Hrabia Waldeck, jako wielki humanista, był w świetle tego stwierdzenia człowiekiem swojej epoki.

Zbudował sobie małą chatkę z liści palmowych na szczycie jednej z majańskich świątyń. Badacze nie są zgodni, czy była to faktycznie ta, którą dzisiaj nazywamy Piramidą Hrabiego, czy może była to Piramida Krzyża. Kwestią sporną jest również, jak dużo czasu spędził mieszkając wśród ruin. On sam twierdził, że były to trzy lata, ale naukowcy mówią raczej o jedynie kilku miesiącach. Nie wiadomo też, ile jest prawdy w jego fantastycznych opowieściach erotycznych w roli głównej z piękną Nicte z grupy etnicznej Lakandonów.

Któregoś dnia Waldeck udał się ponoć na polowanie w pobliżu ruin. Usłyszał krzyk i zobaczył uciekającą przez las kobietę. Goniący ją mężczyzna oddał w jej stronę strzał z łuku, którym zranił ją w ramię. Hrabia czym prędzej dobył broni i strzelił do oprawcy. Dziewczyna szybko znalazła przy nim schronienie: najpierw w jego ramionach, potem zaś w jego chatce wśród ruin. Okazało się, że goniącym był brat Nicte, który wysłał następnie pięćdziesięciu Lakandonów, którzy przypuścili szturm na „pałac” Waldecka. Dzielny hrabia zabił kilku z nich, a kolejnych zranił. Podczas rozmów pokojowych z przywódcą plemienia ustalono, że Nicte może zostać i zamieszkać z hrabią.

Była też podobno druga dziewczyna, która cudownie urodziła się z jasną karnacją i blond włosami. Ta również została kochanką Waldecka, a także wierną pomocnicą w jego pracy. Ta i inne
niezwykłe przygody hrabiego w Palenque doczekały się nawet komiksu, w którym Waldeck jest kimś na wzór superbohatera, nieustraszonego Indiany Jonesa. Odkrywa podziemne skarby, broni majańskich niewiast przed rytualnym złożeniem ich w ofierze oraz bierze halucynogenne grzyby, bardzo popularne zresztą w tym regionie.


Poprzednik Dänikena

Waldeck uważany jest za prekursora majanizmu, czyli wszelkich rewelacyjnych teorii na temat genezy powstania cywilizacji Majów. O samej ich kulturze wiadomo niewiele, więc wszystkie białe plamy uzupełnia się przy pomocy – bujnej zazwyczaj – wyobraźni. Sam Waldeck dostrzegał niezaprzeczalne dowody, że kultury Ameryki Łacińskiej miały kontakt z resztą świata na długo przed wyprawą Kolumba. – Można dostrzec tu elementy egipskie, hebrajskie, babilońskie, perskie, kartagińskie, greckie i rzymskie – pisał – Stary i nowy kontynent znały się jeszcze przed Chrystusem. To jest całkowicie pewne. Pozostaje tylko dowiedzieć się, która kultura pochodzi od której.

Na tej bazie zaczęły powstawać kolejne teorie o pochodzeniu starożytnych Majów. Niektórzy uznawali ich za zaginione plemię Izraela, inni za ocalałych z katastrofy mitycznej Atlantydy. Dodawano, że ostatnie słowa wypowiedziane przez Jezusa na krzyżu były wypowiedziane w języku jukatańskich Majów. Nie mogło być też przypadkiem, że piramidy – jakże skomplikowane do wymyślenia przecież konstrukcje – były równolegle stawiane w Egipcie i w Meksyku. Te dwa narody musiały mieć ze sobą jakiś kontakt albo oba musiały mieć kontakt z kimś, kto by ich owe piramidy nauczył budować. Tak pojawiły się teorie o tym, że dawne cywilizacje uczyły się od przybyszów z innych planet, piramidy zaś stały się ogromnymi mechanizmami służącymi do kontaktu z kosmosem.

"Wizja Waldecka była trudna do zrozumienia dla współczesnych, ale pomimo to on sam miał przekonanie o ważności tego, co robi. Był takim Andym Warholem XIX wieku" (Esther Pasztory, autorka biografii Waldecka „Jean-Frédéric Waldeck: Artist of Exotic Mexico”)

Sam hrabia zresztą bardzo dosłownie przyłożył rękę do rozwoju tych teorii. W ruinach Palenque przebywał, by – jako dokumentację i bazę naukową dla uczonych w Europie – stworzyć rysunki przedstawiające tamtejsze budynki, płaskorzeźby i posągi. Waldeck jednakże był artystą i przedstawianie wszystkiego takim, jakie było w rzeczywistości, było dla niego po prostu nudne. Patrzył na świat przez pryzmat swoich europejskich standardów piękna i to do nich dostosowywał swoją sztukę. Inspirował się mitologią grecką, klasyczną i neoklasyczną architekturą, a także sztuką wschodu. Elementy te dodawał do szkiców pozostałości majańskich, był to taki jego XIX-wieczny Photoshop. Zdarzyło mu się m.in. namalować obraz „Ariadna i Tezeusz we wnętrzach Piramidy Słońca w Palenque”. Na szkicach majańskich budynków umieścił zaś wizerunki słoni. Jego europejskiej publiczności nie zdziwiła obecność tych zwierząt w Ameryce. Co więcej, w artystycznych fantazjach Waldecka odnaleziono kolejne dowody na kontakty starożytnych Majów i Egipcjan.


Baron długowieczności

Hrabia pozostawał aktywny do późnej starości. Mary Smith poznała go, gdy dobiegał już do setki, a według niej wyglądał wówczas jak dobrze trzymający się siedemdziesięciolatek. Sam mówił o sobie, że gdy siedzi czuje się jakby miał lat 40. Ale w chodzeniu przeszkadzają mu dawne rany po ugryzieniach węży, których nabawił się w Palenque. Mimo to bez problemu chodził wciąż pieszo na Pola Elizejskie ze swojego mieszkania na paryskim Montmartre. – Cechował go wigor umysłu i wciąż atletyczna postura – zanotowała pisarka po pierwszym spotkaniu. Jego sposobem na długie życie miał być żywiołowy temperament, dobry apetyt oraz nie więcej niż siedem godzin snu dziennie. Absolutnym sekretem zaś – najlepsze według niego lekarstwo: chrzan. – Spożywany powinien być w dużych ilościach, zamiast łyżeczką do herbaty – łyżką do zupy, i to do każdego posiłku – notowała za hrabią Mary Smith.

Chrzan widocznie działał świetnie, bo w wieku 84 lat Waldeck poślubił 17-letnią Ellen i spłodził z nią syna. Była ona siostrzenicą jego pomocy domowej i przybyła do Paryża, by uczyć się muzyki oraz angielskiego. – Zobaczyłem Ellen i ją pokochałem. Powiedziałem do siebie: „To śmieszne w moim wieku”, ale nie mogłem się powstrzymać i poślubiłem ją – opowiadał hrabia. Ona sama była nim zauroczona i nazywała go z czułością „swoim starym gentlemanem”. Żyli ze sobą w szczęściu przez następne 25 lat, aż do śmierci Waldecka. Ich syn, Gaston, był jego oczkiem w głowie. Kiedy wybuchła wojna francusko- niemiecka zapytano starego hrabiego, co by zrobił, gdyby wysłano na nią Gastona – Poszedł bym zamiast niego – odpowiedział. Nikt chyba zresztą nie wątpił, że faktycznie by to zrobił i spisałby się świetnie.

Jeszcze w wieku 106 lat chciał jechać do Stanów Zjednoczonych i otworzyć tam nowy biznes: miał pomysł, by we współpracy z P.T. Barnumem prezentować swoje meksykańskie odkrycia. Jednak jego
niedoszły wspólnik, biznesmen i przedsiębiorca cyrkowy, nie miał już siły na nowe inicjatywy. Choć był prawie pięćdziesiąt lat młodszy od Waldecka, w korespondencji, która odbywała się za pośrednictwem Mary Smith, odmówił mu stanowczo przez wzgląd na swój wiek: „Czuję się już za stary i z pewnością pani przyjaciel również, by zabierać się za nowe przedsięwzięcia”. Nie znał najwyraźniej hrabiego, bo ten podchodził do tego pomysłu z zaangażowaniem młodzieniaszka. Praktycznie do momentu swojej śmierci realizował swoje pasje i był uwielbiany przez paryską śmietankę towarzyską.

"Pośród wielu interesujących obiektów w Paryżu nic nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak podstarzały Hrabia de Waldeck, w swoim sto drugim roku życia" (anonim)

- Ten krzepki starszy mężczyzna był najlepszym przykładem długowieczności, ale jego wiek był mniej imponujący niż jasność umysłu. Pracował nad obrazami do końca, a rozmowy z nim, zwłaszcza te o jego długich podróżach były niezmiernie interesujące – pisała paryska gazeta. – Cały czas pracujesz nad swoimi badaniami archeologicznymi? – zapytał go ktoś tuż przed śmiercią. – Co innego mam robić? – odpowiedział hrabia – Zobacz, to jest encyklopedia, w trzech tomach, na temat archeologii Palenque, którą mam zamiar opublikować przed śmiercią. To jest dzieło mojej młodości. Miałem ledwie sto dwa lata, kiedy zacząłem ją pisać!

Na temat jego śmierci krążyło wiele legend. Powtarzano, że winna była piękna kobieta, którą zobaczył na Polach Elizejskich. Że zapatrzył się na nią i potrącił go tramwaj. Albo że tak się zauroczył, że dostał ataku serca. Barwne życie hrabiego nie mogło przecież skończyć się spokojnie, w zaciszu domowym, u boku ukochanej żony. Tak więc, niczym sam Waldeck, do jego emocjonującego życia dopisano tak samo ekscytujące zakończenie. Sam hrabia nie wymyślił by tego lepiej.

Tekst ukazał się oryginalnie w magazynie "National Geographic Traveler".