La Catrina - pierwsza dama Meksyku

Koścista pani w strojnym kapeluszu stała się jednym z symboli Meksyku. Eksploatuje się ją na potęgę w każdym rozmiarze i wymiarze. Koszulki, tatuaże, graffitti, makijaże na Día de Muertos. La Catrina jest niekwestionowaną pierwszą damą Meksyku. 


Skąd przyszły meksykańskie czaszki 

Catrina jest jedną z bardzo popularnych, szczególnie w ostatnich latach, czaszek (calaveras). Motyw ten stał się elementem ornamentyki meksykańskiej, a także do pewnego stopnia symbolem tego kraju oraz jego produktem marketingowym. Skąd czaszki wzięły się w Meksyku? I czy aby na pewno wywodzą się one z czasów przedhiszpańskich, jak w obiegowej opinii często się zakłada?

Czaszki były popularnym motywem azteckim, znajdujemy je także u Tolteków oraz Majów, chociaż ci ostatni wydają się być mniej obsesyjni na temat śmierci niż Aztekowie. Pewną rolę mogły odegrać także tzompantlis – sterty ustawionych równo czaszek osób złożonych w ofierze. Naukowcy zauważają jednak brak bezpośredniej ciągłości historycznej tego elementu. Wiele płaskorzeźb i murali przedstawiających czaszki ma charakter znaleziskowy, archeologiczny, motyw ten zanikł na lata, zanim odrodził się podczas Święta Zmarłych. Nie należy zatem upatrywać ich genezy w kulturze przedhiszpańskiej.

Niektórzy wywodzą popularność tego motywu z powszechności śmierci w pierwszych stu latach kolonizacji. Indianie ginęli z rąk Hiszpanów oraz – w o wiele większej części – wskutek przywiezionych z Europy chorób. Nieuodpornione na nieznane schorzenia organizmy nie mogły poradzić sobie z ospą, odrą czy tyfusem. Szacuje się, że ludność centralnego Meksyku w roku 1519, a więc w momencie przybycia Hiszpanów, liczyła 25,2 miliona osób. W ciągu stu lat liczba ta spadła ponad trzydziestokrotnie – w roku 1620 na tym terenie żyło już tylko ok. 730 tysięcy Indian. Motyw kościotrupa pojawiał się często w sztuce w okresie wielkich epidemii.

Tymczasem na Starym Kontynencie właśnie na dobre rozgościł się barok, w którym swój „renesans” przeżywały narodzone w średniowieczu czaszki i kościotrupy.  Europa tańczyła wielki taniec śmierci, danse macabre, w którym do tej samej muzyki wywijał kościotrup króla i kościotrup chłopa, kościotrup biskupa i kościotrup żebraka. Wobec śmierci wszyscy byli równi, a ziemskie życie było tylko vanitas vanitatum et omnia vanitas, marnością nad marnościami i wszechogarniającą marnością. Taniec śmierci przyjechał wraz z Hiszpanami do Meksyku już w pierwszych latach kolonizacji. We wnęce kościeła Augustynów w Malinalco z 1540 roku na malowidle stoją obok siebie mnich i kościotrup, a w leżącym również w dzisiejszym stanie Meksyk Tlalmanalco dziesiątki czaszek zdobią łuki kaplicy z roku 1532. Gwatemalski święty ludowy, Rey Pascual, czczony od połowy XVII wieku wygląda zaś niemalże jak Dobry Król Rene, który na swym grobie został przedstawiony jako kościotrup z koroną na głowie.

Nowe życie i komiczny przytup dał szkieletom w drugiej połowie XIX wieku ojciec chrzestny meksykańskich kościotrupów - rysownik José Guadalupe Posada. To właśnie w jego twórczości należałoby szukać bezpośrednich korzeni dzisiejszego motywu kolorowych czaszek. Posada żył w okresie porfiriatu (przełom XIX i XX wieku), który cechował się wielkimi nierównościami społecznymi. To właśnie odpowiedzią na rządy Porfirio Diaza była rewolucja meksykańska 1910. Rysownik chciał swoimi kościotrupkami ubranymi po dworsku pokazać, że śmierć dla wszystkich będzie taka sama i że wszystkie nierówności społeczne w jej obliczu nie istnieją. Jako kościotrupy przedstawiał wszystkich: wioskowych pijaczków, jak i najwyższe osoby w państwie. A także samych rewolucjonistów oraz swojego wydawcę.

To właśnie José Guadalupe Posada jest ojcem Catriny. To on stworzył ją na jednym ze swoich rysunków. Ale wtedy nie nazywała się Catriną.

Dlaczego "La Catrina"?

Koścista dama Posady nazywała się wtedy jeszcze Garbancera i wyśmiewała ówczesne Meksykanki – „żony modne”, które za wszelką cenę chciały być bardziej europejskie. Sprowadzały zza granicy europejskie czasopisma, meble, suknie i kosmetyki. Pudrowały swoje śniade twarze, by wyglądać jak Europejki, a nie Meksykanki. Garbancera była żeńską odpowiedniczką ówczesnego dandysa, bawidamka, fircyka, którego nazywano Catrinem (jego postać widnieje na jednej z kart meksykańskiej gry lotería.).To właśnie od jego imienia Garbancera dostała swoje nowe imię. Catriną nazwał ją Diego Rivera (dzisiaj znany jako mąż Fridy Kahlo). To właśnie on jest jej ojcem chrzestnym.

W latach 20. i 30. XX wieku litografie Posady stają się coraz bardziej popularne, także poza granicami Meksyku. W samym kraju stają się odkryciem i strzałem w dziesiątkę dla meksykańskiej sztuki szukającej swojej tożsamości po rewolucji meksykańskiej. Trupia stylistyka trafiła w samo serce meksykańskich artystów i wypełniła ich oczekiwania poszukiwania własnego, narodowego, niepodległego stylu w sztuce. Stylu, który nie miałby nic wspólnego z Europą, a szczególnie z hiszpańską sztuką akademicką. Chciano zastąpić ją sztuką własną, ludową, która swoimi korzeniami sięgałaby do czasów sprzed konkwisty, która byłaby charakterystyczna dla Meksyku, popularna i autentyczna. Czaszki pasowały jak znalazł - może ten motyw nie pochodził bezpośrednio z czasów przedhiszpańskich, ale można było go w ten sposób przedstawiać. No i świetnie wyrażały nowy rewolucyjny ideał Meksykanina - macho, który śmierci się nie boi, śmieje się z nią i pieści.

Diego Rivera był jednym z popularyzatorów sztuki Posady, to on napisał przedmowę do obszernego albumu jego prac. Catrinę nie tylko nazwał, ale i umieścił na słynnym obrazie "Sen o niedzielnym popołudniu w Parku Alameda", namalowanym w latach 40. XX wieku. Przedstawił ją idącą pod rękę z José Vasconcelosem, filozofem i ministrem edukacji, jednym z teoretyków ruchu mexicanismo starającego się tworzyć nową tożsamość Meksyku, a także mecenasa Rivery.

Fragment muralu Diega Rivery "Sen o niedzielnym popołudniu w Parku Alameda"

La Catrina a Święta Śmierć

Nieraz w necie widziałam zdjęcia Catriny podpisane jako Święta Śmierć. Albo na odwrót. Była też okładka (świetnej zresztą) książki o Świętej Śmierci z dość niefortunną kolorową czaszką ozdobioną kwietnymi motywami z ludowej ornamentyki meksykańskiej. Zabawne czaszeczki (w tym najpopularniejsza z nich, Catrina) poza trupim obliczem nie mają nic wspólnego ze Świętą Śmiercią. 

Catrina jest satyrą, karykaturą, zabawą, żartem, ornamentem. Catrina to pani w zdobnym kapeluszu i wystawnej sukni. Catrina jest motywem makijażu na Święto Zmarłych. Catrina jest motywem graficznym przedstawianym w kolorowych barwach i często w kwiatach. Święta Śmierć jest zaś świętą ludową. Mimo że potępiona przez Watykan przez wyznawców tzw. "katolicyzmu popularnego" uznana jest za pełnoprawną świętą katolicką. Jest czczona i ma swoich prawdziwych wyznawców. Występuje w postaci kościotrupa, bez ozdób na twarzy, często z kosą i w kapturze na głowie. 

Podsumowując: obie kościste panie nie mają nic ze sobą wspólnego: Catrina jest żartem i ornamentem, Santa Muerte - świętą ludową. 

Catrina a bogini śmierci Mictecacíhuatl

Czasem słyszę i czytam stwierdzenia, że Catrina jest odpowiednikiem azteckiej bogini śmierci. Tutaj historia jest podobna do tej ze Świętą Śmiercią. Catrina nie może być "odpowiednikiem" bogini śmierci Meszików, bo sama nie ma żadnego, ale to żadnego znaczenia religijnego. Co więcej, między jedną a drugą nie ma żadnej ciągłości historycznej, nieuzasadnione będzie zatem mówienie, że Mictecacíhuatl przekształciła się z czasem w Catrinę. Catrina została stworzona wieki po upadku państwa Meszików, na początku XX wieku. .

Catrina i Día de los Muertos 

Chociaż Catrina początkowo nie miała nic wspólnego z obchodami Día de Muertos, stała się częścią okołoświątecznej ornamentyki już za czasów życia Posady. I tak jak kiedyś danse macabre miał przypomnieć ludziom o tym, że umrą, niezależnie od tego, czy są bogaczami i żebrakami, tak teraz podobną funkcję ma pełnić czaszka podczas Święta Zmarłych. Same obchody to przede wszystkim wspomnienie zmarłych bliskich (i symboliczne z nimi "spotkanie") oraz refleksja nad nieuchronnością śmierci. Jak ty teraz wyglądasz – tak ja wyglądałem kiedyś, jak ja wyglądam teraz – tak ty kiedyś będziesz wyglądał” – głosi popularne w tym okresie hasło umieszczane na czaszkach. Śmiech ma tę refleksję osłodzić, dlatego czaszki przedstawiane są w kolorowych barwach, daruje się je w dowód przyjaźni bliskim, a także samemu za nie przebiera.

Coraz popularniejsze jest malowanie sobie z tej okazji twarzy na "Catrinę" (kobiety) albo "Catrina" (mężczyźni). Charakterystyczne dla tego makijażu są pomalowane na czarno oczodoły, nosy oraz kości policzkowe, a na ustach i policzkach wyrysowane trupie zęby. Dodatkowo całość ozdabia się motywami kwiatowymi, pajęczynami albo innymi - już najczęściej kolorowymi - motywami zdobniczymi. Czasem wykańcza się przy pomocy małych, kolorowych plastikowych brylancików. Zamiast kapeluszy wybiera się często opaski z kwiatów. Całość przebrania uzupełniają wystawne ubrania - panie długie suknie, panowie garnitury i cylindry.

W niektórych miastach (np. miasto Meksyk, Playa del Carmen) w okolicy Día de Muertos odbywają się parady catrin.




Dziary zrobione przez znajomego tatuażystę. Czaszka na czaszce stoi w jego galerii na FB (FB: Rana Roja Tattoo). Kiedy pytam go, jak było w pracy, to mówi: "czachy, czachy, czachy". Oraz że dzień bez czachy, to dzień zmarnowany.  



tutaj też ciekawa kontaminacja: Catrinka a la Matka Boska z Guadalupe