8 rzeczy do zrobienia w mieście Meksyk

Fundamenty naszego świata stawia się raz. Wiedza zdobyta w dzieciństwie na zawsze pozostaje prawdziwa. Pluton zawsze będzie planetą. Pary biegnące w las i w świętego Jana zawsze znajdować będą tam kwiat paproci. A Meksyk zawsze będzie największym miastem świata. Dzisiaj, wedle oficjalnych źródeł, aglomeracja meksykańskiej stolicy z 22,5 milionami mieszkańców plasuje się dopiero na 10 miejscu wśród największych miast świata.

Ale jakby nie patrzeć i tak jest ogromne. Pod każdym względem. To miasto jest jak sakiewka bez dna. Jak butelka wina, która nigdy się nie skończy. Jak bateria, która nigdy się nie wyczerpie. Tutaj must-see-places wylewają się po brzegach Doliny Meksykańskiej, a Deefe jest jednym z tych miast, na zwiedzenie którego trzeba nie wystarczy cały roczny przydział urlopowy. Nie starczyłoby życia. Albo nawet dwóch. A jak zwiedzić to miasto, gdy ma się zaledwie kilka dni?


W związku z wieloma mejlami i podpytaniami znajomych, radzę, co bym zrobiła, gdybym w Deefe musiała zdecydować się tylko na 8 rzeczy:

1) Odwiedziny u Matki Bożej z Guadalupe
To najważniejsza osoba w Meksyku. Ktoś kiedyś zapytał mnie, jaka jest różnica między katolicyzmem polskim i meksykańskim. Różnic jest oczywiście sporo, ale jest też tak, że twarzą wiary w Polsce jest instytucja kościoła, a twarzą wiary w Meksyku jest sama MB z Guadalue. Jej wizerunki znajdziecie na milionach ołtarzy, obrazów, a także koszulek, piórniczków, zeszycików, portfeli oraz całego chyba materialnego dobytku Meksykanów. Najważniejszy z nich, Ten Wizerunek zobaczycie w Bazylice de Guadalupe na północy Mexico City (dotrzecie tam metrem, do stacji metra La Villa-Basilica, linia 6, czerwona). To właśnie tam, na wzgórzu Tepeyac, 12 grudnia 1531 Matka Boska ukazała się podobno Indianinowi Juanowi Diego. Miejsce wybrała sobie nieprzypadkowo - wcześniej znajdowała się tu świątynia azteckiej bogini Tonantzin, bogini matki. Na pamiątkę tamtych wydarzeń 12 grudnia ku bazylice ciągnie wielka pielgrzymka. Święta Panienka podobno ogląda 6 milionów wiernych rocznie. Ma też nietypowych gości - do jej obrazu odbywa się m.in. pielgrzymka luchadorów i pielgrzymka klaunów. Oprócz starej i nowej bazyliki, można udać się także na wzgórze, do muzeum, trzech kapliczek oraz na cmentarz. Moją ulubioną atrakcją są jednak, położone po drodze do metra, sklepy z pamiątkami,w których znajdziecie Maryjkę na każdy temat. Więcej o obrazie Matki Bożej z Guadalupe pisałam TUTAJ, a o uroczystościach z okazji jej święta TUTAJ.

2) Biesiada w jednej z tradycyjnych cantin
Cantinas to jeden z tych meksykańskich stereotypów, który bardzo pięknie przekłada się na rzeczywistość. W centrum miasta Meksyk wciąż działa kilka legendarnych meksykańskich barów działających na zasadzie - piwo + botanas. Zamawiasz tu piwo, a talerz jedzenia dostajesz gratis. Albo zamawiasz trzy piwa i jesz, ile chcesz. Można wybierać zazwyczaj z około-10-punktowego menu, które zmienia się każdego dnia. Dostaniemy tu takie smakołyki jak chile en nogada, pozole czy ślimaki w mole. Kiedyś piwo było tu śmiesznie tanie, tak więc praktycznie mieszkali tu tzw. "estudihambres" (mix słów "estudiante" - student i "hambre" - głód) oraz "pobresores" (mix słów "profesor" oraz "pobre" - biedny). Teraz cena piwa jest odpowiednio podbita o cenę jedzenia, wciąż jednak panuje tu dawny, biesiadny klimat. Często występują tu tradycyjne zespoły muzyczne, a między stolikami chodzą mariachis. Dwa najbardziej legendarne miejsca to Dos Naciones oraz La Mascota, obydwa miejsca leżą przy ulicy Bolivar, tuż na południe od deptaka Madero w centrum miasta. W tej okolicy, obok licznych sklepów muzycznych, znajdziecie także więcej tradycyjnych cantin.

3) Potyczki zamaskowanych zapaśników lucha libre
To rozrywka w najczystszej postaci i ukochany "sport" Meksykanów. Meksykanie na show lucha libre ubierają maski ulubionych luchadorów, tak jak kibice futbolu noszą szaliki i koszulki ukochanych drużyn. Największe luchadorskie sławy to ikony popkultury, a niektórzy urastają nawet do rangi bohaterów narodowych. Najpopularniejszy luchador wszechczasów - El Santo - bohater licznych potyczek, a także filmów oraz komiksów, był stawiany dzieciom za wzór i ucieleśnienie etosu moralnego. Ważnym, ale niekonstytuwnym, elementem imażu luchadora jest tradycyjna maska, którą niektórzy wywodzą jeszcze z czasów wojowników azteckich, którzy przebierając się zyskiwali specjalne moce. Podobnie tutaj - zdjęcie mu maski na ringu jest największą hańbą dla luchadora. Niektórzy nigdy się z nią nie rozstają, El Santo w swojej masce został podobno nawet pochowany. Na lucha libre najlepiej udać się do Arena Mexico (dojazd do Metra Cuauhtémoc) albo do Arena Coliseo (w centrum historycznym). O lucha libre więcej pisałam TUTAJ, skupiłam się także na karzełkach w lucha libre oraz na exoticos - luchadorach udających gejów/transwestytów.

4) Santa Muerte, zioła i magia na Mercado de Sonora
Dla mnie bazary są zawsze jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych i mówią mi wiecej niż niejedno muzeum o kraju, który odwiedzam. Deefe zaś to istne królestwo ciekawych bazarów. Mercado San Juan to muzeum spożywczych osobliwości - są tu robaki, pasikoniki, mięso małpy i krokodyla, a także jadalne kwiatki i najdroższa kanapka za 800 zł. W bazarowym królestwie miasta Meksyk znajdziemy też m.in.: Mercado La Lagunilla i tamtejszy przegląd meksykańskich świąt i obchodówTepito, miasto w mieście, gdzie sprzedaje się "wszystko poza godnością", a także punkowe El Chopo oraz wtorkowy market muzyczny na Tasquenii. Jeśli miałabym wybrać jednak do odwiedzenia tylko jeden ze stołecznych bazarów byłoby to bez wątpienia Mercado de Sonora, czyli targowisko z czarną i białą magią. Znajduje się ono tuż po drugiej stronie ulicy od bazaru La Merced (dojedziecie tu metrem na stację metra Merced). Na jednej półce stoi tu Święta Śmierć, bogowie z santerii, Panienka z Guadalupe, święci katoliccy, Jesus Malverde oraz końskie kopyta. Sprzedaje się tu również pełen inwentarz żywych zwierząt oraz gadżety na imprezy, typu przebrania, maski i inne kiczowate cudoki. Znajdziemy tu również zioła i eliksiry na każdą chorobę. Zdjęcia z Mercado de Sonora znajdziecie TUTAJ.

5) Pulque na calle Regina
"Kulturalny deptak" na calle Regina to moje ulubione miejsce na spotkania z przyjaciółmi w centrum Deefe i jedno z tych miejsc w ścisłym centrum historycznym, które wciąż pozostaje przyjemnie tanie. Jak tu jestem, to zawsze zamawiam moje ukochane pulque, które jest często pierwszą rzeczą, za którą tęksnię, jeśli myślę o mieście Meksyk. Pulque to jeden z tych trunków, które możecie spróbować tylko w określonych częściach Meksyku, może być bowiem przechowywane jedynie kilka dni po zrobieniu i nijak nie nadaje się do transportu. Ten lekko zawiesisty trunek przygotowywany jest ze sfermentowanego soku z agawy, a przez Indian był uważany za święty. Spożywać mogli go jedynie kapłani, a sam trunek został ponoć zesłany przez bogów, którzy to spuścili błyskawicę na dojrzałą roślinę magueyu. Inne podanie mówi zaś, że boski nektar pulque cieknie z 400 piersi bogini Mayahuel. Pulquerie to coraz modniejszy format barowy w mieście Meksyk, znajdziecie ich kilka w modnych dzielnicach - Roma Norte i la Condesa, moje ulubione pulque piję jednak w małym, niepozornym barku przy callejon de Mesones przy calle Regina. Ma ono smak orzeszków piniowych i kosztuje 25 pesos za pół litra. W tym samym barze znajdziecie także caguamę (dużą butlę piwa o poj. 1,2 litra) w rewelacyjnej cenie 40-45 pesos. Calle Regina upodobali sobie także uliczni muzycy, przy których często wywiązuje się jakaś spontaniczna potańcówka. Więcej o pulque pisałam TUTAJ.

6) Mariachis na placu Garibaldi
Popularna turystyczna atrakcja, ale i nie bez powodu. Na placu w centrum miasta każdego wieczora macie tutaj namiastkę rasowej meksykańskiej fiesty! To ukochane miejsce mariachis oraz zespołów gatunku muzycznego zwanego "banda". Zagrają dla ciebie co tylko zechcesz - 3 piosenki za 100 pesos. Można tu także spróbować słynnej michelady, której smak mają wszystkie meksykańskie fiesty. Michelada to piwo z ostrymi przyprawami w środku, podawane zazwyczaj w litrowym kubku. Nieopadal placu Garibaldi, na Mercado Comidas można spróbować także zapgrejdowanej wersji michelady - viagry - czyli piwa z owocami morza w środku (WIĘCEJ). Inną ciekawą atrakcją na placu Garibaldi jest bardzo popularna meksykańska festiwalowa zabawa w rażenie się prądem. Po placu spaceruje pan ze specjalną ku temu maszynką, któremu można zapłacić, żeby owym prądem poraził. Jest to przeżycie socjalne i integrujące, bo łapie się za ręce w kółku z przyjaciółmi i bije kolejne rekordy - pan podkręca maszynkę ku coraz wyższym napięciom. Podobno to całkiem niezłe otrzeźwienie po kilku kubanach michelady.

7) Artystyczny Coyoacan
Różne osiedla i dzielnice w Meksyku mają różne charaktery. La Condesa i Roma Norte to imprezowe centra stolicy, Polanco to przede wszystkim biznes i high class, a Zona Rosa to tutejsza dzielnica gejowska. Coyoacan zaś jest ukochanym miejscem artystów. To trochę takie miasto w mieście, małe miasteczko w obrębie wielkiego molochu, jakim jest Deefe. To tutaj żyli i tworzyli Diego Rivera i Frida Kahlo, tu znajduje się ich dom - słynna Casa Azul, która teraz zamieniona została w muzeum. Wciąż jeżdżą tutaj staroświeckie tramwaje (dzisiaj atrakcja turystyczna, ale dodaje niewątpliwie uroku), wciąż unosi się tutaj artystyczna atmosfera. Znajdziecie tutaj galerie sztuki, świetnych ulicznych malarzy, hipisowskich artesanos oraz ulicznych muzyków. Kultowym miejscem na kawę jest tutaj istniejąca od 1953 roku kawiarnia El Jarocho. Poznacie ją po długich, wychodzących na ulicę kolejkach.


8) Rejs trajinerą po kanałach Xochimilco
Xochimilco przypomina, jak wyglądał cały niemalże teren dzisiejszego miasta Meksyk momencie, kiedy do imperium Azteków przybyli Hiszpanie. Gdy Cortes pierwszy raz w 1519 roku ze szczytu góry spojrzał na teren, gdzie teraz tętni życiem szalone miasto Meksyk, zobaczył w dole połyskującą wodę ogromnych jezior zalewających wtedy Dolinę Meksykańską. Ze zbyt podmokłymi ziemiami pod uprawę Aztekowie poradzili sobie wymyślając chinampas - pływające ogrody. Ich pozostałości możemy zobaczyć jeszcze właśnie w Xochimilco. Rolnictwo jednak nie ma tu dzisiaj tak dużego znaczenia, najbardziej charakterystycznym elementem tego miejsca są kolorowe łodzie - trajineras, którymi można popłynąć w rejs po tutejszych kanałach. Najfajniej wynająć ze 2-3 łódki i w sobotnie albo niedzielne popołudnie urządzić sobie na nich huczną imprezę z przyjaciółmi. Łodzią można dopłynąć także na przerażającą Isla de las Muñecas, wyspę pełną starych lalek i scenerii jak z horroru. Kanały Xochimilco to także jedno z dwóch ostatnich miejsc w Meksyku, gdzie w środowisku naturalnym mieszka przeciwny zwierz zwany aksolotlem. Żeby dostać się do Xochimilco trzeba na stacji Tasquena przesiąść się w tren ligero i podjechać do ostatniej stacji, stamtąd taksówką lub colectivo do embarcadero. Więcej i obszerniej o Xochimilco pisałam TUTAJ.


Więcej postów na temat miasta Meksyk:
- "Ale Meksyk!" - pierwszy wpis w historii tego bloga ever, o mieście, które trzęsie się w posadach, oraz o tutejszym niezwykłym metrze
- "Uffff! Powietrza!" - o meksykańskim smogu i pomysłach na walkę z tym trudnym wrogiem oraz o kilku magicznych miejscach w centrum
- Historię cesarza Maksymiliana i jego żony Carloty, która do tej pory mnie wzrusza, opisałam zaraz z początkiem mojej drugiej wizyty w Meksyku