Ale mnie to cieszy, że na polskim rynku pojawia się coraz więcej tłumaczeń młodych meksykańskich autorek! Dahlia de la Cerda to urodzona w 1985 roku meksykańska pisarka i aktywistka, współzałożycielka i współdyrektorka feministycznego kolektywu samopomocowego dla kobiet Morras Help Morras. "Wściekłe suki" mogłyby być tego kolektywu najlepszym manifestem.
"Wściekłe suki" to zbiór trzynastu opowiadań, a tak właściwie monologów - to opowieści trzynastu kobiet, trzynastu Meksykanek. Są to różne głosy, każda z nich ma swój specyficzny styl wypowiedzi, osadzony w tym, kim jest i gdzie dorastała. Słuchamy dziewczyn ze sfer uprzywilejowanych, córek prominentnych polityków i narkotykowych baronów, są też te, którym obecny Meksyk nie daje zbyt wiele nadziei na przyszłość: pracownice przygranicznych fabryk w Juárez, nastoletnie matki, pracownice seksualne. Wszystkie one wydają się mieć jednak ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. Wszystkie cierpią bowiem z powodu innego niesprawiedliwego układu sił w Meksyku. Nie tego na linii bogaci-biedni, ale na linii mężczyźni-kobiety.
„Co trzy godziny i dwadzieścia pięć minut w Meksyku ginie kobieta, rozczłonkowana, uduszona, zgwałcona, pobita do nieprzytomności, spalona żywcem, rozpruta ciosami noża, z połamanymi kośćmi i siną skórą. (…) Meksyk to olbrzymi potwór, który pożera kobiety” – pisze Dahlia de la Cerda. Kobietobójstwa pozostają w ogromnej większości bezkarne. Społeczeństwo szuka winy wciąż w kobietach - bo nie tak się ubierały, chodziły na imprezy, bo były "sukami"... Statystyki o kobietobójstwach są w Meksyku powtarzane tak często, że znamy to już na pamięć - codziennie w Meksyku z powodu swojej płci umiera 7, 10, 11 kobiet... - liczby te cały czas rosną. Dahlia de la Cerda ma dla nas coś o wiele mocniejszego niż liczby. Jednostkowe opowieści. Napisane wprawdzie przez nią, fikcyjne, ale tak do szpiku kości realne, że mogłyby być prawdziwe. Te historie wręcz SĄ prawdziwe. Przytrafiają się w Meksyku codziennie, powtarzają, ciągle i ciągle.
Niektóre opowiedziane są z perspektywy tych, które straciły bliskie im kobiety. Inne opowiedziane przez same ofiary. We wszystkich jest bezsilność wobec szowinistycznego systemu, ale jest też mnóstwo siły - ta płynie z kobiecej solidarności, ze wsparcia, z siostrzanej miłości. Ruchy feministyczne i samopomocowe dla kobiet rozwijają się obecnie w Meksyku bardzo prężnie - feministki widać na ulicach podczas protestów, często krytykowane są za radykalizm i za dewastowanie pomników czy budynków. To właśnie pod ich adresem padają takie inwektywy jak "wściekłe suki". Dahlia de la Cerda pokazuje, skąd płynie ta wściekłość. I zdaje się stawiać pytanie: czy życie tych dziewczyn nie jest aby ważniejsze niż pomniki?
Mnie jej książka zachwyca nie tylko przekazem, ale też stylem - zindywidualizowanym w każdym rozdziale nie tylko na poziomie sposobu opowiadania i języka, ale także całego tła kulturowego: odniesień do muzyki, filmów, telewizji, idoli, marek. Z piosenek słuchanych przez bohaterki można utworzyć playlistę i słuchać jej przy czytaniu poszczególnych rozdziałów - w sumie dałyby one muzyczny przekrój przez cały Meksyk.
Plus dla autorki także za oddanie głosu w jednym rozdziale kobiecie transpłciowej. A dla tłumaczki za naprawdę świetny przekład i zwięzłe, ale bardzo trafne przypisy wyjaśniające poszczególne elementy meksykańskiej kultury (i popkultury).
Bardzo polecam. Szczególnie przed zbliżającym się Dniem Kobiet.
O książce "Wściekłe suki" ze mną i tłumaczką Katarzyną Okrasko rozmawiała Paulina Nalewajko w podkaście Strefa Kultur SWPS. Dzielimy się też tam swoimi ulubionymi rozdziałami z książki. Zgadniecie, który był mój ulubiony?
Komentarze
Prześlij komentarz