Malinche - bolesna matka Meksykanów

Biblijna Ewa, wypaczony rewers Matki Bożej z Guadalupe, matka wszystkich Meksykanów. Dziwka, zdrajczyni, patronka feministek, lesbijek, gejów, a ostatnio migrantów. Podczas gdy Pocahontas budzi sympatię, jej meksykański odpowiednik – Malinche – głównie nienawiść.

Od jej imienia pochodzi jedno z najostrzejszych wyzwisk w Meksyku. „Malinchista” to zdrajca
narodu, wróg ojczyzny. „Malinchistą” jest polityk, który idzie na rękę kanadyjskiej firmie, która
buduje kopalnię srebra na świętej pustyni ludności rdzennej. „Malinchistą” jest inżynier, który
decyduje się na emigrację do Stanów, zamiast budować lepszą przyszłość swojego kraju.
„Malinchistą” może być też meksykański hipster, który wrzuca na Instagrama fotki z kubkiem ze
Starbucksa zamiast z organiczną fairtradową kawą przyrządzaną według dawnych majańskich
receptur.

Mimo że Malinche, rdzenna tłumaczka i kochanka Hernána Cortésa, nie żyje od prawie pięciuset
lat wciąż jest na ustach wszystkich. Nie tylko w postaci obelgi „malinchista”. Jej postać zamiast
blednąć na kartach historii nabiera coraz to nowszych znaczeń i budzi coraz to nowsze uczucia. Jej
postrzeganie zmienia się w zależności od epoki, ideologii, trendów politycznych i społecznych.
Nienawidzona i kochana. Stawiana na piedestały i z nich strącana. Miętolona, wyginana i
odmieniana przez wszystkie czasy oraz osoby. Jedna postać, kilka imion, ogrom znaczeń oraz
symboli. A także klucz do zrozumienia meksykańskich problemów z tożsamością.

Obraz „Malinche z Cortésem”, autorstwa malarza Roberto Cueva del Río.

Malinalli

Urodziła się w dzień bogini traw. Na jej cześć dostała swoje imię - Malinalli. Była córką
prominentnego azteckiego kacyka, pewną siebie artystokratką, która od małego nie bała się
zabierać głosu, mimo że w jej kulturze nie przystało to kobietom. Dlatego rodzina nadała jej
przydomek „Tenepal” – „ta, która mówi dużo i żywo”. Trochę jak w baśni o Kopciuszku jej życie
zmieniło się diametralnie wraz ze śmiercią ojca. Matka wzięła sobie nowego męża, również kacyka,
a ten bojąc się zagrożenia, które Malinalli mogła stanowić dla przyszłej pozycji jej przyrodniego
brata, kazał ją zabić. Matka jednak sfingowała jej śmierć, a córkę oddała handlarzowi niewolników.
Sprzedawana i przekazywana w łupach wojennych trafiła w końcu do kacyka Tabasco, a ten
podarował ją wraz z dziewiętnastoma innymi kobietami tajemniczemu brodatemu wojownikowi.
Jego ciało pokryte było metalowymi łuskami niczym ryba. Potrafiło łączyć się z ogromnej wielkości
jeleniem, był wtedy szybszy niż wiatr. Przybył zza morza, stamtąd, gdzie wschodzi słońce.

Doña Marina

Był marzec 1519 roku, a Hiszpanie dopiero co wygrali swoją pierwszą bitwę po przybyciu na
terytorium dzisiejszego Meksyku. Kobiety, podarowane im po niej w darze, miały przygotowywać
im jedzenie podczas dalszego podoboju kraju, ale ci szybko uczynili je swoimi nałożnicami. Jedna z
nich, początkowo ofiarowana innemu członkowi ekspedycji, zwróciła uwagę Cortésa i odtąd
zawsze stała u jego boku. Jako kochanka i tłumaczka. Świetnie władała bowiem swoim ojczystym
językiem nahuatl, a także maya – wyuczonym od panów w czasie niewoli. Szybko nauczyła się także hiszpańskiego. Od teraz nazywała się Doña Marina. Jako jedna z pierwszych na tych ziemiach
przeszła na katolicyzm i przyjęła nowe, europejskie imię. Nie wiedzieć tylko dlaczego wszyscy
nazywali ją „donią”. Tytuł ten w tamtych czasach zarezerwowany był dla wysoko urodzonych dam.

Kodeks z Tlaxcali

Malintzin

„Doña Marina okazała się wyjątkową kobietą i doskonałym tłumaczem i dlatego Kortez stale woził
ją ze sobą” – wspomina ją Bernal Díaz del Castillo, jeden z członków wyprawy w swoich
pamiętnikach – „Doña Marina miała wielkie poważanie i absolutny posłuch między Indianami całej
Nowej Hiszpanii” – zaznacza. Późniejsi historycy podkreślają, że jej umiejętności oratorskie,
wyczucie dyplomacji oraz rozeznanie w biężących animozjach na lokalnej scenie politycznej
znacznie ograniczyły rozlew krwi podczas podboju Meksyku. Aztekowie w tamtym czasie
prowadzili aktywną ekspansję terytorialną, a podbite przez nich królestwa – dzięki negocjacjom
prowadzonym przez Malinche - przeszły na stronę Hiszpanów w walce ze „wspólnym wrogiem”.
Tzvetan Todorov Todorov pisze, że bez niej konkwista Meksyku byłaby niemożliwa, a historyk
William Brandon dodaje, że można pokusić się o stwierdzenie, że to Malinche była prawdziwym
zdobywcą Meksyku.

W rdzennych kodeksach powstałych wkrótce po tych wydarzeniach to ona przedstawiana jest
zazwyczaj jako centralna osoba negocjacji. Zaś mieszkańcy królestwa Tlaxcali, jednego z
sojuszników Hiszpanów, określali ją i Cortésa jednym tylko imieniem, jej imieniem -„Malintzin”,
gdzie końcówka „tzin” oznaczała coś w rodzaju wysoko urodzonego „pana” lub „pani”. Sam Cortés
jednak w listach do króla Hiszpanii Karola V o Malinche wspomina jedynie dwukrotnie, tylko raz
wymieniając ją z imienia. Nazywa ją „indiańską tłumaczką”, podbój Meksyku przypisując jedynie
sobie. Nie wspomina w nich również o tym, że to ona była matką jego przywiezionego z wyprawy
syna, Martína Cortésa. Malintzin, której imienia Hiszpanie nie potrafili zapewne poprawnie zapisać
i zmienili na „Malinche”, została wydana przez Cortésa za jednego ze swoich żołnierzy. Jemu
również urodziła dziecko, a wkrótce potem zmarła najprawdopodobniej na przywleczoną z Europy
ospę, na którą rdzenni mieszkańcy nie byli uodpornieni.

Mural Desideria Hernándeza Xochitiotzina w Tlaxcali 

Zdrajczyni

Trzy wieki kolonizacji dały Malinche spoczywać w pokoju. Jeśli o niej mówiono, to z szacunkiem,
zarówno jeśli chodzi o Hiszpanów i Kreoli, jak i rdzennych mieszkańców. Z popiołów powstała dopiero wraz z nastaniem wieku dziewiętnastego, z nastaniem niepodległości i problemów nowego kraju z
tożsamością. Zastanawiano się, jak zbudować spójny naród, skoro u jego zarania leży podbój, gwałt
i śmierć. Jak zapomnieć, że jedna kultura praktycznie zniszczyła drugą? Jak pogodzić się z tym, że w
żyłach większości z obywateli płynie krew zarówno oprawców, jak i ofiar? Trzeba było jak
najszybciej znaleźć winnych takiego stanu rzeczy. Padło na Malinche.

Wybór nie był trudny. Malinche miała na sumieniu trzy grzechy główne: była kobietą, była rdzenną mieszkanką tych ziem oraz „zdradziła swoich”. Co prawda, historyczka Frances Karttunen zaznacza, że wcale „nie zdradziła swoich”, bo Mezoamerykanie nie czuli się wcale większą zwartą grupą, nie mieli poczucia przynależności do „rasy indiańskiej”. Byli Aztekami, Tlaxcalanami, Cholulanami. „Nie zdradziła swojej kultury, robiła dokładnie to, czego ją ona nauczyła. Słuchała mężczyzn i służyła im” – dodaje badaczka Cordelia Candelaria, podkreślając, że Malinche jedynie wykonywała rozkazy swoich panów. Poza tym tysiące innych rdzennych mieszkańców kolaborowało z Hiszpanami, Malinche była tylko jedną z wielu.

To jednak nie przeszkodziło Malinche stać się kozłem ofiarnym, odpowiedzialnym za wszystkie
klęski narodu meksykańskiego. „Nacjonalistyczna lupa wyolbrzymia wszystko, co negatywne, i
ignoruje wszystko, co mogło być pozytywne” – mówi Sandra Cypess, najsłynniejsza badaczka
fenomenu Malinche. „Malinche z biblijnej niemal heroiny stała się dziwką i okropną matką.
Malinche stała się zarówno wężem, jak i meksykańską Ewą, zdrajczynią i kusicielką” – dodaje.

Biblijna Ewa

Oboje są nadzy. On - Cortés, o skórze białej jak posąg, ona – Malinche, z długimi warkoczami i
wydatnymi sutkami. W byłym kolegium jezuitów w mieście Meksyk znajduje się jeden z
najsłynniejszych murali artysty José Clemente Orozco przedstawiający konkwistadora oraz jego tłumaczkę i kochankę. Nikt nie ma wątpliwości – wyglądają tutaj jak Adam i Ewa. Bo
przecież dla Meksyku są tym, kim Adam i Ewa dla ludzkości. Ojcem i matką nowego narodu.
Rodzicami symbolicznego pierwszego Metysa.

Zarówno Ewa, jak i Malinche są matkami wyrodnymi. Obie zdradziły zasady świata, straciły dla
swoich dzieci na zawsze dawny raj. Wydały na świat dziecko z blizną, dziecko na zawsze
naznaczone grzechem pierworodnym. Są matkami, które zdradziły swoje dzieci.

Na muralu José Clemente Orozco znajdującym się w Antiguo Colegio de San Idelfonso w mieście Meksyk Cortés i Malinche przedstawieni są jako Adam i Ewa

Zła Matka Boża z Guadalupe

Było już tylko kwestią czasu, gdy Malinche zaczęto utożsamiać z postacią z lokalnej legendy, La
Lloroną – meksykańską Medeą, błąkającą się po nocy szlochającą kobietą, która zabiła swoje
dzieci. Potem przyszło kolejne skojarzenie – tym razem na zasadzie kontrastu – z Matką Bożą z
Guadalupe. Malinche stała się jej lustrzanym odbiciem. Święta Panienka była troskliwą matką
Meksykanów, Malinche – matką wyrodną. Obie idealnie reprezentowały dwa najsilniejsze
archetypy w kulturze meksykańskiej: kobiety dobrej – tej, która zachowała swoje dziewictwo, oraz
tej złej, która je straciła.

„Wyjdź moje dziecko... wyjdź, dziecko zdrady... wyjdź, dziecko dziwki...” – mówi Malinche w sztuce „Todos los gatos son pardos” autorstwa znanego meksykańskiego pisarza Carlosa Fuentesa –
„Wyjdź na ziemię, która nie jest ani moja ani twojego ojca, tylko twoja... wyjdź, dziecko wrogich
krwi... wyjdź, moje dziecko, wyjdź nienawidzić swojego ojca i znieważać swoją matkę”.

La Chingada

„¡Viva Mexico, hijos de la chingada! Niech żyje Meksyk, dzieci kobiety zgwałconej!” – od analizy
tego popularnego w Meksyku wykrzyknienia swój słynny esej „Dzieci Malinche” zaczyna noblista
Octavio Paz w swojej głośnej książce „Labirynt samotności”. „Hijo de la chingada” to chyba
najwyższy wymiar meksykańskiego przekleństwa, przekleństwa, które po prawdzie historycznej
odnosi się do każdego Meksykanina. Paz wskazuje tym samym, że każdy z nich – jako owoc gwałtu
- jest tym samym od samego urodzenia przeklęty. Sugeruje, że Cortés zgwałcił Malinche, która
pozwoliła mu na to, pozostała bierna i otwarta. W rozumieniu Paza oraz meksykańskich
kolokwializmów, to właśnie ona, a nie on, pozostaje stroną negatywną i winną tego gwałtu.

Znajduje to odbicie w derywatach od najpopularniejszego meksykańskiego wulgaryzmu – słowa „chingar” (pieprzyć). Jego pochodne dzielą się zaś zasadniczo na dwie, biegunowo odmienne grupy: "chingón"  i "chingada". "Chingón" - ten, który pieprzy – to synonim wszystkiego, co pozytywne: to taki polski "przekozak" - spryciarz, cwaniak, osoba bystra i radząca sobie. "Chingón" oznacza też po prostu "fajnie". Z drugiej strony mamy słowo "chingada" - czyli bierny obiekt owego pieprzenia. „Chingada" jest synonimem wszystkiego, co złe i beznadziejne. Podobnie, w języku kolokwialnym słowo „ojciec” („padre”) – oznacza „zajebiście”, z kolei „matka” („que poca madre”) – „kiepsko”, „chujowo”.

Octavio Paz mówi wprost, że właśnie na tym polega cały tragizm narodu meksykańskiego. Zaznacza też, że od tamtego, pierwszego gwałtu aż po dziś dzień słowo "chingar" definiuje miejsce w meksykańskim społeczeństwie. Tu albo ty pieprzysz, albo pieprzą ciebie. "Chingón" jest stroną aktywną, "chingado" bierną. "Chingón" bierze, co mu się podoba, "chingado" z pokorą przyjmuje to, co zostało mu dane. "Chingón" pieprzy życie, "chingado" jest przez życie pieprzony.

Matka nowej lepszej rasy

Dziadka Octavia Paza, także pisarza, również zajmowała postać Malinche. Ireneo Paz widział całą
historię z zupełnie innej, romantycznej strony. W swoich dwóch, wydanych pod koniec
dziewiętnastego wieku powieściach, opisuje wielkie uczucie, jakie wybuchło między Cortésem i
Malinche. Miłość, która przeczyła normom, wychowaniu, powinnościom, czyniła z nich niejako
meksykańskich Romea i Julię. Ireneo Paz dał tym samym początek nowemu, romansowemu
nurtowi opowiadania historii rodziców pierwszego Meksykanina. Meksykanina, który jest owocem
nie gwałtu, a miłości. A romantyczna, gorąca miłość wedle meksykańskich ideałów mogła
usprawiedliwić wszystko.

Mimo, że historycy podkreślają, że Malinche oddana była Cortésowi jako niewolnica i nie ma
żadnych dowodów na ich uczucie, historia namiętnego romansu między nimi posłużyła jako
podstawa do zbudowania niejako nowej, nacjonalistycznej religii. Wzięto się za to na początku XX
wieku, po rewolucji meksykańskiej, która pokazała że w sto lat po uzyskaniu niepodległości, naród
wciąż jest podzielony. Politycy wzięli się więc za ukucie czegoś, co można by nazwać nową
meksykańską tożsamością. Główny filozof tego ruchu, José Vasconcelos, uznał związek Cortésa i
Malinche za początek stworzenia nowej lepszej piątej rasy, rasy metyskiej, którą nazwał „rasą
kosmiczną”. Zbudowana na miłości, akceptacji i tolerancji ma być przyszłością nowego lepszego
świata. Ten zaś ma narodzić się nie gdzie indziej, jak w Ameryce Łacińskiej.

Antonio Ruiz "Sen Malinche"

Pierwsza feministka

Meksykańskie feministki w drugiej połowie XX wieku śmiały się Vasconceloselosowi w twarz. Jaka
akceptacja i tolerancja? Meksykański naród jest wciąż podzielony, rdzenni mieszkańcy uchodzą za gorszych, podobnie zresztą jak kobiety. Rosario Castellanos w swoim wierszu „Malinche” widzi swoją
bohaterkę nie jako zdrajczynię, a ofiarę. Ofiarę przemocy i gwałtu, a potem ofiarę patriarchalnego
systemu, który uczynił z niej kozła ofiarnego meksykańskiej historii, tylko dlatego, że była kobietą.
To typowe, by tłumaczyć historyczne porażki mężczyzn jako winę kobiet – podkreśla.
Do Castellanos przyłączają się meksykańskie feministki żyjące w USA, które utożsamiają się z
Malinche. Tak jak ona są przeklęte przez meksykański system wartości – zdradziły swój kraj, bo
udały się na emigrację. Na dodatek zdradziły świętą rolę kobiet ograniczającą się w Meksyku do rodzenia i wychowywania bohaterów. Nie chciały tylko rodzić bohaterów, same chciały być
bohaterkami, aktywistkami, politykami, działaczkami społecznymi. A to tradycyjnemu
społeczeństwu meksykańskiemu nie mieściło się w głowie.

Potrójnie wyklęte były zaś żyjące na emigracji meksykańskie feministki i zarazem lesbijki. Także
one wybrały sobie Malinche za swoją patronkę. Homoseksualna pisarka Cherne Moraga pisze
jednak, że nie czuje się, by zdradziła kobiety, ale raczej „heteroseksualne i patriarchalne normy”. Z
Malinche identyfikuje się również homoseksualny pisarz Franco Mondrini-Ruiz, który w swoim
eseju na jej temat mówi, że tak jak ona jest „secret monster”, potworem z szafy. Moraga próbuje
również walczyć z jej wizerunkiem jako „chingady”, mówi, że Maliche była jak najbardziej
„chingón”. Wtóruje jej w swojej powieści znana pisarka Laura Esquivel przedstawiając Malinche
jako silną i poważaną kobietę. Podkreśla, że w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie,
zarówno europejskim, jak u rdzennych społeczności, gdzie kobiety nie miały prawa głosu – jej słowa były słuchane i szanowane.

Migrantka

Pod koniec 2018 roku Malinche stała się główną bohaterką nowego, wysokobudżetowego
serialu wyprodukowanego przez meksykańską telewizję. Historia opowiedziana w czterech
językach z kobietą Maya w roli głównej pokazuje Malinche nie jako zdrajczynię, a w pełni
świadomą swych decyzji kobietę. „Kiedy tworzysz fikcję historyczną nie możesz po prostu
opowiedzieć historii i tyle. Musisz poszukać echa, w którym porozumiewa się ona z
teraźniejszością” – mówi Patricia Arriaga Jordán, autorka i producentka serialu, która dostrzega
dialog historii Malinche z bardzo aktualnym w Meksyku tematem – „Myślę, że to mogłaby być
historia migrantki, która została wyrzucona ze swojej ziemi siłą i robi wszystko, by wrócić do domu,
do swoich”.

Nie tylko w ten sposób historia Maliche znajduje odbicie w obecnej sytuacji społecznej Meksyku.
Feministki i działacze społeczni sugerują, że patriarchalny sposób opowiadania historii oraz
produkowanie na tej bazie szowinistyczne wzorce społeczne mogły wpłynąć na jeden z
największych obecnych problemów społecznych w kraju, czyli kobietobójstwo. W Meksyku w ciągu
zaledwie ostatnich lat liczba kobiet zamordowanych przez mężczyzn z pobudek seksistowskich
wzrosła o 72%. Ten tragiczny fenomen często łączy się z coraz wyższą pozycją społeczną kobiet,
która przez mężczyzn odbierana jest jako obniżenie ich statusu. Swoją pozycję próbują na nowo
wywalczyć przemocą.

Octavio Paz jest dzisiaj krytykowany za przedstawienie Malinche jako tej, która „sama była sobie
winna” gwałtu. Takie myślenie wciąż pokutuje w Meksyku. Swoją głośną krytykę znalazło one
podczas internetowej akcji #SiMeMatan („Jeśli mnie zabiją”). Od tych słów zaczynały się posty
Meksykanek, które wymieniały różne wymyślone i bezsensowne powody ich śmierci. Jak te, o
które Prokuratura Generalna Miasta Meksyk w 2017 roku obwiniła 22-letnią Lesby Berlín Osorio,
którą uduszono na terenie uniwersytetu UNAM. Bowiem "wyprowadziła się z domu i mieszkała ze
swoim chłopakiem", "piła alkohol i brała narkotyki ze znajomymi" oraz "była złą studentką".

Grace Barraza-Vega “Malinche”

Niewolnica historii

Mimo zmieniających się spojrzeń na Malinche i coraz powszechniejszej rehabilitacji jej postaci
meksykańska szkoła wciąż opisuje ją jako zdrajczynię. W przestrzeni publicznej próżno szukać jej pomników. Jeden z nich, przedstawiający ją wraz Cortésem oraz ich synem mającym być hołdem
dla metysażu i pierwszego Meksykanina, został usunięty w 1982 roku, niedługo po postawieniu.
Wszystko przez studenckie protesty. Pomnik krytykowano za przedstawienie Malinche w zbyt
pozytywnym świetle, nie zaś jako zdrajczynię narodu.

„Ten temat zdrady jest tematem meksykańskiej tożsamości. Wszyscy nas zdradzają: bogaci nas
zdradzają, biali i Kreole zdradzają lud” – mówi autorka serialu o Malinche, Patricia Arriaga Jordán –
„Mamy otwartą ranę z czasów konkwisty i nie znamy sposobu, by ją zamknąć. Myślę, że serial
zaprasza do refleksji nad naszą tożsamością. To właśnie tam, w jej pułapce znalazła się Malinche” –
dodaje.

Za życia słowa Malinche liczyły się i zmieniały historię świata, po jej śmierci odebrano jej głos.
Robiono z nią, co chciano. Historia wykorzystała ją na wszystkie możliwe sposoby. Jej losy
oiowiadano coraz to inaczej, w służbie nowych ideałów, zmieniających czasów i trendów
politycznych. Historia jest w końcu jedną z najmniej obiektywnych nauk i zawsze zależy od
opowiadającego. A sposób jej opowiadania więcej mówi o teraźniejszości niż o przeszłości. A
przede wszystkim o nas samych.

Co sama Malinche mogłaby powiedzieć nam dzisiaj? O oddanie głosu Malinche pokusił się
Willebaldo López w swojej sztuce „¡Malinche show!. Za sprawą niezwykłego wynalazku Malinche
powstaje ze zmarłych i staje się gościem programu telewizyjnego. Wykorzystując dobry czas
antenowy i uwagę zgromadzonych przed telewizorami widzów wypowiada tylko kilka słów.
Mocnych i pełnych rozpaczy. Krzyczy: „Dajcie mi umrzeć! Błagam was! Zostawcie mnie w
spokoju!”.


Gabino Palomares i Amparo Ochoa "Przekleństwo Malinche"

Tekst ukazał się oryginalnie w magazynie "Holistic News".

Zobacz także: Tysiące kobiet i żadnego mężczyzny. Dzień kobiet u zapatystek