Granicę ze Stanami próbuje przekroczyć co roku 11 milionów nieudokumentowanych migrantów. Po drodze czeka na nich wiele niebezpieczeństw, z których straż graniczna wydaje się najmniej makabrycznym. Mogą oni trafić na nieuczciwych przemytników, złodziei, gwałcicieli, handlarzy ludźmi, sutenerów. Wrogiem okazuje się być też natura: dzikie zwierzęta, rwące wody Rio Grande, a także bezkres i gorąc pustyni.
Przed całym tym złem ma chronić modlitwa. Jako że o ten nielegalny przecież proceder może niekoniecznie wypada prosić Najświętszą Panienkę z Guadalupe, nieudokumentowani migranci znaleźli sobie swoich własnych świętych patronów. Pierwszy z nich kiedyś sam w przeszłości był przemytnikiem, jednym z tych dobrych. Inny był żołnierzem skazanym za pedofilię i morderstwo. Tylko jeden z patronów nielegalnego przekraczania granicy jest świętym uznanym przez Watykan. Nazywa się Toribio Romo. I za życia był gorliwym przeciwnikiem emigracji do USA.
Nie potrafił policzyć, ile już dni szedł przez pustynię na oślep. Próbował nielegalnie przekroczyć granicę ze Stanami, wynajął przemytnika zwanego "coyote", ale i tak miał pecha - namierzył go patrol straży granicznej. Udało mu się uciec na pustynię i zgubić goniących. Dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że pustynia może być jeszcze większym wrogiem niż "migra". Nie miał jedzenia ani picia, był bliski udaru cieplnego, na skraju wyczerpania.
Wtedy pojawił się on. Młody mężczyzna o jasnej karnacji. Dał mu wodę, jedzenie i trochę dolarów. Na pytanie, jak ma mu te pieniądze zwrócić, emigrant usłyszał: "Szukaj mnie w miejscowości Santa Ana de Guadalupe w stanie Jalisco". Mężczyźnie udało się przebyć pustynię i osiedlić w Stanach. Po latach zdecydował się wrócić do Meksyku, by spłacić dług spotkanemu na pustyni nieznajomemu. Pojechał do Jalisco i we wskazanej miejscowości zobaczył swojego wybawcę. Na fotografii w kościele. "Omal nie dostałem ataku serca, kiedy zobaczyłem zdjęcie mojego przyjaciela wiszące nad ołtarzem" - powiedział mężczyzna. Okazało się, że człowiek spotkany przez niego na pustyni nie żyje od 1928 roku.
Wybawca z legendy nazywał się Toribio Romo González, po polsku św. Turybiusz. Został kanonizowany w 2000 roku przez Jana Pawła II wraz z dwudziestoma czterema innymi męczennikami tzw. powstania Cristeros (Chrystusowców). Wybuchło ono w Meksyku w latach 20. XX wieku w odpowiedzi na wprowadzanie w życie przez prezydenta Plutarca Elíasa Callesa sekularyzacyjnych postanowień konstytucji z 1917 roku. Zaczął się rozlew krwi: wojsko na polecenie Callesa karało śmiercią księży niestosujących się do nowych praw, gorliwi katolicy wraz z duchownymi chwycili zaś za broń, rozpoczęły się regularne starcia zbrojne (o wydarzeniach tych opowiada, jednostronnie, film "Cristiada" z 2012 roku). Właśnie w wyniku prześladowań życie stracił ojciec Toribio, wówczas dwudziestoośmioletni.
Toribio Romo González
- Ta jego popularność w ostatnich latach jest naprawdę zaskakująca - mówi mi ojciec Rafael, proboszcz parafii w Jesus del Monte w stanie Guanajuato, leżącej tuż przy granicy ze stanem Jalisco. To właśnie od niego pierwszy raz słyszę o Santo Toribio. Potem słyszę o nim już na każdym kroku. Na każdym kroku go też widuję. Był tylko jednym ze świętych męczenników powstania Cristeros. Nawet nie tym najważniejszym. Tym był Cristóbal Magallanes. Mówiło się "Cristóbal Magallanes i jego 24 świętych towarzyszy". O Turybiuszu nikt nie wspominał. Ksiądz Rafael nie ma pojęcia, jak Santo Toribio stał się najważniejszym z owych męczenników i jednym z najpopularniejszych świętych w okolicy. Zagadką dla niego jest również, jak z męczennika powstania z lat 20. XX wieku stał się świętym nielegalnego przekraczania granicy z USA.
Ojciec Romo został świętym dzięki cudowi, który nie miał nic wspólnego z nielegalnymi migrantami - kanonizowano go za uzdrowienie kogoś z raka. Zresztą za życia ksiądz Toribio był zażartym przeciwnikiem emigracji do Stanów zjednoczonych. Jego bratanek, David Romo, wspomina o sztuce teatralnej, którą jego sławny stryj napisał za życia i która nosiła tytuł "Jedźmy na północ". Opiera się ona na wymianie zdań między Don Rogaciano, zamerykanizowanym Meksykaninem, który wrócił do rodzinnej wsi z poczuciem wyższości, oraz Sanchem, rolnikiem o ciętym języku, który nigdy nie wyjechał. Romo ostrzega w sztuce, że z USA można wrócić jako "kogucia kura, która nie umie ani piać ani składać jaj". - Albo nawet gorzej - jako protestant - dodaje David Romo.
Zakład kamieniarski "Santo Toribio. Marmury i granity". |
Nowa potrzeba, jakże popularna wśród Meksykanów, potrzebowała nowego świętego. Wielu szukało go wśród świętych ludowych, nieoficjalnych, nieuznanych przez Watykan. Ale tacy święci nie do końca gorliwym katolikom pasowali. Szczególnie, że jeden z nich, Juan Soldado (więcej na jego temat pisałam tutaj), miał renomę pedofila i gwałciciela. Wolano modlić się do kogoś oficjalnego, do kogoś o opinii nieposzlakowanej. Na pytanie, dlaczego ze wszystkich świętych meksykańskich to akurat Romo stał się patronem nielegalnych emigrantów stara się odpowiedzieć w artykule dla BBC Mundo Alberto Nájar. Mówi, że to siła składowa różnych czynników.
Po pierwsze, Los Altos de Jalisco, region, z którego pochodził ojciec Toribio, był ojczyzną pierwszej fali emigrantów do USA, jeszcze pod koniec XIX wieku. Po drugie, jego brat Román pielęgnował mit zmarłego i zachował jego relikwie. Po trzecie, proboszcz jego parafii w Santa Ana de Guadalupe miał smykałkę do biznesu i w przykościelnym sklepiku zaczął zbijać fortunę na umieszczaniu wizerunku świętego Turybiusza na różnego rodzaju gadżetach. Medalikach, szkaplerzach, zawieszkach do samochodu, kubkach, koszulkach, a nawet adidasach. Dzisiaj kościół odwiedzany jest co weekend przez około 10 tysięcy osób.
Niektórzy dodają, że to przez jasną karnację ojca Romo, że wydawał się bardziej amerykański. Najbardziej prawdopodobną genezą dziwnego patronatu św. Turybiusza jest jednak stara i jara poczta pantoflowa, jakże powszechna przy tworzeniu się kultu świętych. Komuś udało się przekroczyć granicę modląc się do Santo Toribio, opowiedział więc o tym rodzinie, która dopiero udawała się do Stanów. Im też się udało i przypisali ten sukces właśnie świętemu. Fama zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Święty Turybiusz zaś z jednego z dwudziestu czterech anonimowych towarzyszy stał się nową meksykańsko-amerykańską supergwiazdą.
Modlitwa migranta. Na odwrocie ojciec Romo.
Podziękowania za cuda dla ojca Toribio, Santa Ana de Guadalupe. Fot. Ángela Renee De la Torre.
Podziękowania za cuda dla ojca Toribio, Santa Ana de Guadalupe. Fot. Ángela Renee De la Torre.
Podziękowania za cuda dla ojca Toribio, Santa Ana de Guadalupe. Fot. Ángela Renee De la Torre.
Figurka Santo Toribio obok oficjalnej świętej migrantów, św. Franciszki Cabrini. Na stoliku w centrum pomocy migrantom w Altar, między ulotkami informacyjnymi dla nich
Zdjęcie Santo Toribio, obok Franciszki Cabrini, w stołówce w centrum pomocy migrantom CCAMYN
Kaplica i szczątki Santo Toribio w Tequili
Pomnik Santo Toribio w Tequili
Mapa miejsc kultu Santo Toribio w USA i w Meksyku, stworzona przez Bulmaria Sancheza na podstawie oryginalnej autorstwa Jose Alberta Cruza.
Zobacz także: "Pierwszy święty narco". Jak narkotykowy baron stał się nowym Jezusem
Inni meksykańscy święci od przekraczania
El Lupon
Magiczne zioła do kąpieli pomagające przekroczyć granicę. |
Felipe Osornio Panini "Juan Soldado". |